We Remember What He Read to the Dead!


Władysław Szlengel
1914 - Ghetto Warszawa 1943
 

 

Web Site initiated by Halina Birenbaum and Ada Holtzman April 2003

 

Halina Birenbaum Translated and Published in Hebrew the Poems of Władysław Szlengel

Selected Poems II (Polish & Hebrew)

Selected Poems III (Polish & Hebrew)

Selected Poems IV (Polish & Hebrew)

Ce que j’ai lu aux morts… Szlengel Poetry Translated from Polish to French by Jean-Yves Potel

 

Clarifications

What I Read to the Dead (Polish)

What I Read to the Dead (Hebrew)

What I Read to the Dead (English)

What I Read to the Dead (English -  in Kobos Web Site "SHOAH") 

Władysław Szlengel

An Account with God | A Talk with a Child | The Monument | Nihil Nivi |

A Small Station Called Treblinka

Kobos' Web Site with Szlengel's Poems in English | Kobos' Web Site with Szlengel's Poems in Polish

Poems & Documents

 1) Co czytałem umarłym – What I Read to the Dead (1942)

What I Read to the Dead   אשר קראתי למתים(Hebrew)

 Posłowie  Epilogue (Hebrew) |  Notatka dla pedantów     Note to the Pedants (Hebrew) |  Do polskiego czytelnika   To the Polish Reader (Hebrew)

2) Wołanie w nocy Wiersze lipiec - wrzesień 1942 - A Cry in the Night (English) קריאה בלילה

3) Obrachunek z Bogiem, (Getto Warszawskie, 1943) - An Account with God, Warsaw Ghetto 1943חשבון עם אלוהים

4) Kol Nidrei (& Translation to English & Hebrew) כל נדרי

5) Prima Aprilis - April 1st (& Translation to English & Hebrew) אחד באפריל

6) Szałasy ("Nasz Przeglad" - (Our Review) 20.09.1937) - Sukkot (Feast of Tabernacle) סוכות

7) Cisza (Akwarela letnia) (13.08.1939) - Silence (Summer Aquarelle)  שקט

8) Wiersz na temat nieżydowski , ("Nasz Przeglad", 5.10. 1937) - A Poem not about a Jewish Theme  שיחה על נושא לא יהודי

9) Sklepiki (18.12.1938) - Small Shops – (Hebrew) חנויות קטנות

10)   Niemowlę ( 1.01.1939) - An Infant – (Hebrew) תינוק

11) Wiosna na ulicy Pawiej (18.04. 1937) - Spring on the Pawia Street אביב ברחוב פאביה

12) Samolot (6.04.1937) - An Aeroplane אוירון

13) Tobuł tułaczy 5.02.1939 - A Bundle of a Vagabond שק של נדודים

14) Nihil Novi (1937) Hebrew ניהיל נובי (לטינית: אין חדש)

15) Płyną okręty (Quasi una Fantasia) 1938 - Ships are Sailing (almost a Fantasy)אניות שטות

16) Szukam cłowieka (1938) - I'm looking for a Man  אני מחפש את האדם  

17) Przerażone pokolenie (25.01. 1939) - Frightened Genarationדור מבוהל  

18) Warszawa III (25.04. 1937) - (na marginesie felietonu Pierrota:"Warszawa II") - On the Margins of a Feuilleton by Pierrot „Warsaw II") III  וארשה

19) Małżeństwo Dyktator – The Dictator's Marriage נישואי הדיקטטור

20) Dwie śmierci - Two Deaths

21) Już czas - It's Time Already (1942)

22) Rozmowa z dzieckiem - Talking with a Child (1942)

23) Kontratak (January 1943) Counterattack Partial Translation to English

6 Poems in Polish submitted to this web site by  Andrzej Jedrzejewski, whom I thank very much. December 2003

24) Okno na tamtą stronę - The Window to the Other Side  חלון הפונה לצד ההוא 

25) Telefon - The Telephone

26) Pomnik - Monument   English & Hebrew

27) Dzwonki - Bells

28) Rzeczy - Things

29) Za pięć dwunasta - 5 Minutes to Midnight

home

Władysław Szlengel

Wołanie w nocy Wiersze lipiec - wrzesień 1942

Wiersze te, napisane między jednym A drugim Wstrząsem, w dniach konania
Największej w Europie Gminy Żydowskiej
Między końcem lipca a wrześniem 1942,
Poświęcam ludziom, o kt
órych mogłem się
Oprzeć w godzinach zawiei i kompletnego chaosu.
Tym nielicznym, kt
órzy umieli w wirze zdarzeń,
W tańcu przypadku śmierci i protekcyjek
Pamiętać, że nie tylko rodzina... nie tylko
Koligacje... Nie tylko pieniądze...
Ale należy ratować tych nielicznych ostatnich
Mohikan
ów, których całym kapitałem i jedyną
Bronią jest słowo.
Do tych, do których dotarło moje...

Wołanie...

w nocy...

Władysław Szlengel

A Cry in the Night
Poems Written Between July and September 1942

Translated by John Nowik and Ada Holtzman

These poems were written between the first
And second  upheavals,
In the last dying days of agony
Of the largest Jewish community in Europe
Between July and September 1942,
I dedicate it to people on whom I could lean
Myself in the hours of blizzard and complete chaos
To those few  who knew in the whirlpool of events,
In the dance of fate death and protectionism
Remember, that not only family...not only
Connections... not only money...
But also must be saved those few and the last of the Mohicans,
Whose entire capital and
Entire arms is only the word,
To those to whom my cry has reached...

My Cry...

in the night...

 

ולאדיסלאב שלנגל

קריאה בלילה

תורגם ע"י  הלינה בירנבאום ופורסם בספרה: ולאדיסלאב שלנגל,  "אשר קראתי למתים", שירי גטו וארשה, ת"א 1987

שירים אלה נכתבו בין

זעזוע וזעזוע

בימי גסיסת הקהילה היהודית

הגדולה ביותר באירופה

בין סוף יולי וספטמבר 1942,

אני מקדישם לאנשים, עליהם

יכולתי להישען בשעות סופה ותוהו מוחלטים.

לאותם המעטים, שהיו מסוגלים במערבולת האירועים

במחול המקרה, המוות והפרוטקציות

לזכור, שלא רק משפחה... לא רק

קשרים... לא רק כסף...

אלא שצריך להציל את המוהיקנים המעטים והאחרונים,

שכל רכושם ונשקם

הוא המילה

לאלו שאליהם הגיעה

קריאתי בלילה...

 

home

Władysław Szlengel

Obrachunek z Bogiem, (Getto Warszawskie, 1943)

Może to był sen - (chociaż nie)
A może zamroczył mnie trunek
Siedzieliśmy razem B
óg i ja
I robiliśmy rachunek...
B
óg był starszym panem
O spojrzeniu pełnym łaski
Miał siwą długą brodę
I chodził bez opaski...
Kenkarty wprawdzie nie miał
Bo przybył prosto z raju
Lecz miał obywatelstwo
Podobno... - Urugwaju
Wyjąłem dużą księgę
A Pan B
óg Watermana
Otwarłem konto - wiara
I rzekłem... proszę pana
Mam lat trzydzieści dwa
Lat sytych albo biedy
Dotychczas Panie Boże
Otwarty miałem kredyt
M
ówiono: módl się
Ja się modliłem
M
ówiono: pość -
- pościłem...
Przez ciężkie postu dni
Bez kropli wody w ustach
Dla wielkiej chwały Twej
i urojonych ustaw
W męczocych smugach świec
W tumulcie izb b
óźniczych
Modliłem się byś m
ó
uczynki moje zliczyć
Mówiono  mi „nie kradnij"
nie kradłem
M
ówiono: nie jedz świniny...
(lubię) - nie jadłem
M
ówiono: Bóg tak chce...
M
ówiono: Boża Droga
M
ówiono: nie cudzołóż...
Wstrzymałem się... dla Boga
M
ówiono nie zabijaj!
nie zabijałem
Nie miej Boga nademną
- nie miałem...
Są r
óżne miłe święta
Są r
óżne trudne święta
Po dziesięć razy na rok
Kazano mi pamiętać
Kazano siedzieć w kuczce
Pić gorzkie jadać macę...
Pokuty r
óżne czynić
i zaniedbywać pracę
Rzemieniem ściskałem ręce
Księgi zżerałem nocą
i umartwiałem ciało
Przepraszam, pytam - po co ?
M
ówiłem: Bóg pomoże
M
ówiłem: Bóg ocali
Wierzyłem: Pan B
óg ze mną
M
ówiłem: i tak dalej...
Sp
ójrz no, popatrz w księgę
Rzecz jasna, oczywista
Patrz! karta Twoich zasług
w stosunku do mnie - czysta...
Biją mnie w twarz
- Nie uciekam
Jak zwierz tropiony z nory w norę
Czekam... a Ty nic...
Głodno mi chłodno i tęskno
Droga wciąż dziksza, daleka
Pusto - wokoło, martwo
Nie płaczę... - czekam...
Na wiatr więc wyrzucone
Błagania posty lament
i sto tysięcy modlitw
i p
ół miliona „Amen"...
Co Ty mi dajesz dziś
Za wszystkie me uczynki
Ten blok...
Tę blaszkę... plac -
Te bony - czy Treblinki?
Czy jeszcze czekasz bym
Pojutrze jak testament
Pod pruski idąc gaz
Powiedział jeszcze „Amen"?
No m
ów cos, proszę mów -
Rachunek wyjm z ukrycia
Otwarte ksiegi - patrz! -
Wsp
ólniku mego życia...
Ten miły starszy pan,
z kt
órym przy stole piłem
ówek wziął do ręki i rzekł...
i tu się przebudziłem
Czy to był zwykły sen? -
Czy też mnie zmorzył trunek? -
Lecz do dziś nie wiem jak
się skończył obrachunek

Władysław Szlengel  

An Account with God 

Translated by Halina Birenbaum  ( English & Hebrew)

May be it was a dream - (although not)
And may be a drink had blurred me,
We sat together - me and God
And settled an account...
            God was an elderly man,
            His look was full of grace
            He had a grey long beard
            And he walked without the arm band 1) on his sleeve...
He did not possess a "Kenkarte",2)
Because He arrived straight from Paradise,
But He had the citizenship of Uruguay...
            I took out a large book
            And God - a Waterman pen...
            I opened an account - a faith,
            And I said... please Sir
I am 32 years old,
I had years of satiety and years of poverty
But until now, God,
I had an open credit,
            They said: you should pray,
            I prayed
            They said: you should fast
            - I fasted...
Through hard days of fast
Without a drop of water in mouth
For Your grand glory
And Your imagined laws...
            In the exhausted beams of candle light
            In the murmur of synagogues rooms
            I prayed, so You could
            count my deeds...
They said: Thou shalt not steal!
I did not steal,
They said: do not eat pork...
(I like) - I did not eat...
They said: God wants so...
They said: This is the way of God...
They said: Thou shalt not commit adultery...
            I abstained... for God...
            They said Thou shalt not kill!
                        I did not kill
                        Thou shalt have none other gods before Me...
                        - I had not...

There are many pleasant feasts
There are various difficult ones,
Ten times a year
I was commanded to remember them...
            I was commanded to sit in a succah...
            I was commanded to drink bitterly, to eat the matzah ...
            To have repentance various of times
            And to neglect the work.
With stripes of phylacteries I shaked hands
I devoured books at nights
And killed the body,
Pardon, I ask - what for?
            I have said: God will help,
            I have said: God will save,
            I have had faith: God is with me,
            I have said: and so on...
                        Please look, observe the book
                        It is clear, obvious,
                        Look! The page of Your deeds
                        In relation to me - is clean...
            They hit me in the face
            - I do not escape
            Like a trapped animal from hole to hole
            I wait... but You... nothing...
                        I am hungry, I am freezing and longing
                        The way becomes wilder, more and more distant,
                        Emptiness - death all around,
                        But I am not crying... I am waiting...
            Blown in the winds are
            The begging, the fast, the lamentation
            And hundred thousand prayers
            And half a million "Amen"...
            What do You give me today?
            For all my deeds
            The Block... the tin tablets
3), The Umschlagplatz.
            The "bony"
4) , The Treblinkas?
Do You still expect that
The day after tomorrow like in the Testament
When going to the Prussian gas
I shall still say "Amen" to You?
            So say something, please, speak up -
            Take out the account from the hiding,
            The books are open, - look! -
            Partner of my life...
And the gentle, elderly Man
With whom I drank at the same table
Took a pencil in the hand and said...
And here I awoke up...
            Was it but an ordinary dream? -
            Or did the drink just blur me?
            But till this day I do not know how
            The account has ended.

home

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 14.09.37

Kol Nidre

nigdy nie znałem treści ani słów
tylko melodię błagania
gdy przymknę oczy zobaczę zn
ów
jak się z dzieciństwa wspomnień wyłania
w ż
ółtym i siwym blasku świec
chybot żałosny ramion i br
ód
usłyszę lament serdeczny i łkania
i wielkie żebranie o litość cud...
i bicie w piersi łamanie rąk -
i dostojstwo  starych ksiąg
i lęk o wyroki nieznane i ciemne
tej nocy z serca już nie wydrę
tej nocy groźnej i tajemnej -
i smutnej modlitwy „Kol Nidre" ---
już wiem że dziś gdy jest mi źle
i jutro gdy losy będą łaskawsze
będę wracał myślą do tej nocy
i zawsze sercem w niej będę
chodźcie ze mną ---
Żydzi - zalęknieni strwożeni bici i szczuci
z wszystkiego wyzuci -
poniewierani -
oplwani -
wy kt
órym rozbija się stragany
wiarę i czerepy
wy kt
órym zamyka się usta
drogi i sklepy
wy kt
órych miesza się z błotem
wy kt
órzy wiecie już o tym
czym jest lęk przed człowiekiem
i wy -
chcący zapomnieć że wczoraj czy przed wiekiem
byliście Żydami
uciekający w gąszcz wielkich spraw
w las wielkich ludzi
w kłamstwo wielkich sł
ów
chowający głowy za plecami
obcych nie waszych idei...
wy - wyzwoleni -
z tałes
ów z szabatów
z chałat
ów
chodźcie!
w tę jedną wielką noc
do wspomnień mglistych bliskich rzewnych
sercem i jedna łzą
wr
óćcie do ciemnych izb modlitewnych
z dawnych dni dzieciństwa
gdzie siwych płaczących świec światło płonie
gdzie załamują matki dłonie
gdzie pod dotknięciem drżących rąk
szeleszczą karty ż
ółtych ksiąg...
gdy krzywda na sercach leży głazem
w tej jednej dziwnej godzinie
sercami choć bądźmy razem
przy smutnej modlitwie Kol Nidre

 

 

Kol Nidre

Translated by Josef Holender & Ada Holtzman

I've never understood the content and the words,
Only the melody of the prayer.
While my eyes I close, I see again
Reminisces from my childhood
The yellow grayish glow of candle light,
Sad movements of arms and beards,
I hear a cry, wailing
And immense plea for mercy, a miracle...
Whipping of the chest, clasping hands -
The glory of old books,
Fear of verdicts unknown and dark.
That night I'll never tear off my heart,
A menacing mysterious night,
And the grieved prayer Kol Nidrei ---
I know by now, when I feel bad
Or tomorrow, when fate will be more courteous to me,
In my thoughts I'll come back to that night,
And always
In my heart I shall be in it.
Come with me - - -
Jews - frightened, beaten, persecuted,
Cast out of everything - - -
Depressed,
Humiliated.
You - that that your benches were broken,
Your faith as well and your skulls.
You - whose mouths are been shut,
As are the roads, the shops.
You - mud is thrown on your faces.
You - who know already what
Is fear from human being.
And you -
Who want to forget that only yesterday,
Or a hundred years ago,
Were Jews
Running away---
To the tangle of the big affairs,
To the excess of the big people
To the lie of the big words,
Hiding yourselves behind the backs
Of foreign ideas, not yours...
You - free of
Tallith,
Shabbathot,
Kapoth,
Come!
On the same long big night
to the foggy memories sunk in sentiments
In the heart and in the tear
Go back to the darkened prayer rooms
From long lost childhood,
Where grayish light gleam and candles cry,
Where Mothers wring their hands,
And through trembling hands,
Pages of yellow books murmur,
While injustice lie like a stone on our soul.
At least we shall be united in our hearts
In the sad prayer of Kol Nidrei.

 

ולאדיסלב שלנגל

 

כל נדרי

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

מעולם לא הבנתי את התוכן ואת המלים,

רק את מנגינת התחינה.

כשאת עיניי אעצם, אראה שוב

מזכרונות הילדות מופיע

ברק נרות צהוב ואפרורי,

ננוע עצוב של זרועות וזקנים,

בכי, יבבה אשמע

ותחינה גדולה לרחמים, לנס...

הלקאות בחזה, פכירת ידיים –

הוד ספרים נושנים,

חרדה מפני גזרי דין לא ידועים ואפלים.

הלילה ההוא לא אקרע עוד מלבי,

ליל מאים ומסתורי,

והתפילה העצובה קול נדרי---

אני יודע כבר, היום, כשרע לי

או מחר, כשהגורל יהיה אדיב יותר,

במחשבותי אשוב לאותו ליל,

ותמיד

בלבי אהיה בתוכו.

בואו אתי---

יהודים – מפוחדים, מוכים, נרדפים,

מנושלים---

מדוכאים,

מושפלים.

אתם – ששוברים לכם את הדוכנים,

את האמונה, את הקרקפות.

אתם – שסוגרים לכם את הפיות,

הדרכים, החנויות.

אתם – שמטיחים בכם בוץ.

אתם – היודעים כבר מהו

פחד מפני אדם.

ואתם –

הרוצים לשכוח שאתמול, או לפני מאה,

הייתם יהודים

בורחים

לסבך העניים הגדולים,

לגודש האנשים הגדולים,

לשקר המלים הגדולות,

מחביאים ראשיכם מאחורי גבן

אידאות זרות, לא לכם...

אתם – המשוחררים –

    מטליות,

    משבתות,

    מהקפוטות,

    בואו!

באותו לילה אחד וגדול

אל הזכרונות המעורפלים, ספוגי רגשות

בלב ובדמעה

חזרו לחדרי התפילה החשוכים

מימי הילדות הרחוקים,

שם דולק אור אפרורי, נרות בוכים,

אימהות – שם כפות ידיהן פוכרות,

ומבעד ידיים רועדות,

דפי ספרים מצהיבים מרשרשים,

בעוד העוול על הלב כאבן מוטל.

לפחות נהיה יחד בליבנו

בתפילה העצובה כח נדרי.

                                 

                                                          נאש פשגלונד 14.9.1937

 

 

 

 

home

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 1.04.39

Prima Aprilis

boki zrywać panowie...
uczta prawdziwa panowie...
spojrzałem panowie mili
gdy gazeciarz pismo mi dawał
wiedziałem - prima aprilis
więc na kawale - kawał...
z nagł
ówków chichotał nonsens -
ze szpalt szaleństwo drwiło -
i żartu dobry kąsek
więc nic mnie nie zdziwiło:
że Fuhrer i Duce niszczeniem traktat
ów
chcą gwarantować pok
ój światu
że ofiara przychodzi prosić przemoc -
że wolność swą ludzie oddają niemo -
że kraj sw
ój obcym rzucają pod stopy
że znowu zmienia się mapa Europy -
że znowu się Żydom grunt gdzieś zapalił
że ledwie spoczęli zn
ów trzeba dalej
że przez twarde pigułki z Essen
ludzie w Niemczech nie mają zu essen...
że dał się bezczelnie wywieść w pole
stary i mądry lis z parasolem...
że wszystkie ludzkie umowy na nic
że giną że płoną słupy granic
czytałem spokojnie brednie gazety
prima aprilis! gniewać się?! Nietakt!
a potem spostrzegłem niestety że to... wczorajsza gazeta

"Our Review" 1.04.39

Prima Aprilis
Translated by Barry Appleby and Josef Holender

Gentlemen, I'm splitting my sides
Gentlemen, what a feast...
Dear Sirs, I looked
as a street vendor handed me a newspaper
and so I knew - April 1st
and so it's a joke - and what a joke
nonsense giggled from the headlines -
madness mocking from the columns-
and a hell of a joke
so nothing wouldn't astonish me:
that by tearing up treaties Der Fuhrer and Il Duce
want to guarantee world peace
that the victim comes asking for violence -
that people surrender their freedom in silence -
that their homeland they lay at foreign feet
that once again the map of Europe changes -
that once again somewhere the ground burns beneath
Jewish feet
that hardly settled they must move on again
that because of hard pills from Essen
people in Germany do not have anything zu essen...
that he shamelessly allowed himself to be deceived
the old wise fox with the umbrella...
that all human treaties are for naught
that frontier markers root and burn
quietly I read this drivel in the newspaper
April 1st! Lose one's temper? How tactless!
and then unfortunately I notice...that this was yesterday's newspaper

 ולאדיסלב שלנגל

 

PRIMA APRILIS (לטינית) אחד באפריל

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

להתפקע מצחוק, אדונים...

סעודה אמיתית, אדונים.

הסתכלתי, אדונים נחמדים.

כשמוכר עיתונים הגיש לי כתב-עת,

ידעתי – פרימה אפריליס.

ובכן, מתיחה על מתיחה...

הגחוך צחקק מהכותרת –

הטרוף לעג מהטורים –

נתח של בדיחה טובה.

לא הפליא אותי דבר, על כן,

  שהפירר והדוצ'ה בחסול  הסכמים

  רוצים להבטיח את שלום העולם –

  הקורבן בא לבקש כפיה -  

  אנשים מוסרים חרותם תוך דממה,

  משליחים את ארצם תחת כפות רגלי הזרים –

 מפת אירופה שוב משתנה –

 ליהודים הקרקע שוב בוערת,

 בקושי נחו, שוב מוכרחים הלאה...

 בגלל אותן גלולות קשות בעיר אסן

 בגרמניה אין לאנשים מה לאכול...

השועל הזקן עם המטריה

נתן בחוצפה להפילו ברשתם...

כל ההסכמים האנושיים לשווא,

נרקבים ובוערים עמודי גבולות...

קראתי בשקט בדו"חות העיתונים:

פרימה אפריליס! – לכעוס?! – חסר טעם!

אחר כך, אחר כך, לדאבוני, ראיתי

שהעיתון... מאתמול...

                                                      1.4.1939

  

home

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 20.09.37

 Szałasy

Dzis mamy dom
nad domem mocny dach
i mur ze stali i betonu
a sukot prosze pana to po tamtych dniach
kiedy nie mielismy domu
bylismy na pustyni
był skwar a nocą zimno i wiatr
straszne to panie pewno były czasy
jeśli przetrwały tyle lat
obrzędy sukot - szałasy
czy dziś mamy dom?
napewno własny dom?
co spok
ój by dawał snom
i życie spokojnym uczynił?
czy już wr
óciłem z wygnania
z tułaczki z dzikiej pustyni?
m
ój dom?
czy się obawiać już nie trzeba
że przez nietrwały liściasty dach
nie spadnie grom
z niepewnego nieba?
ja przecież jeszcze się błąkam w pustyni cudzych wielkich miast
w zamieci złych zamiar
ów
złych sł
ów i szkalowań...
miotany tyloma wichrami
zawieszony w przestrzeni i w czasie
siedem dni świętowania w szałasie?
czy nimi rany zabliźnię?
kiedyś gdy wr
ócę do mego domu
będę wspominać te dni na obczyźnie
przez sukot - radosne święto jesienne
ale dziś?...
proszę pana niepewne szałasy
to moje życie codzienne

 

ולאדיסלב שלנגל

 

סוכות

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

היום יש לנו בית,

מעל הבית גג מוצק,

חומות פלדה ובטון.

וסיכות, אדוני, הן זכר ימים

בהם לא היה לנו בית.

 

שהיינו במדבר,

חום לוהט שרר, ובלילות קר ורוח.

אלה היו ודאי זמנים איומים, אדוני,

אם למשך שנים כה רבות שרדה

מסורת – הבקתות – סוכות.

 

והיום, האם יש לנו בית?

האם לבטח הבית שלנו?

מעניק שלווה לחלום,

האם יהפוך את החיים לשקטים?

 

החזרתי כבר מהגלות

מנדודי, מהמדבר הפראי?

האם ביתי הוא זה?

האין כבר מה לחשוש,

שמבעד גג-עלים בלתי יציב

יפרוץ רעם משמים לא בטוחים?

 

אני עדיין תועה

במדבר ערים של האחרים,

בסערות רוחות של כוונות רעות,

מלים רעות והשמצות...

נע ונד על-ידי רוחות רבים כל כך,

תלוי במרחב ובזמן.

 

שבעה ימים חוגגים בסוכה,

האם את פצעי בהם ארפא?

 

פעם, כשאשוב לביתי,

אזכר באותם הימים בנכר

דרך סוכות – חג סתיו שמח.

אבל היום, אדוני, בקתות רעועות

הן חיי היומיומיים.

                 

                                                             נאש פשגלונד 20.9.1937,

 

home

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 13.08.39

Cisza (Akwarela letnia)

 nie ma gdzie uciec by słyszeć własne myśli
wszędzie zgiełk dotrze - uparcie się wwierci
uciekłem z miasta i tu za mną przyszli
brydżyści ziejący szlemami - groźniejsi od śmierci

co noc chrapliwy gramofon słowikom urąga -
co wiecz
ór nienawiść w parku nieci -
od świtu śpiew fałszywy po łąkach się błąka
a pod nogami dzieci... tysiące...milion
dzieci...

bo dzieci mają swoje najważniejsze  sprawy
kt
óre zmierzch dopiero w klatki domów wygna
księżyc w okna puka... natrętny... ciekawy
jaśminowa za oknem czai się maligna -

las upity mocnym księżycowym światłem
kołysze się bredzi - swawolny pijany -
wzywa wśr
ód nocy ptactwo - psy i dziatwę
i płoszy zalęknione szepty zakochanych...

a ja tu wśrodku w rozgwarze w rozjęku -
w wołaniu - płaczu - śpiewie - trącany rozmową
zaczepiony kwileniem  - dysonansem dźwięk
ów
daremnie szukam zagubione słowo...

ziemia dygoce pod niebem skwarny sierpień
za ścianą chrobot - za oknem jabłoń  dyszy
i piszę list do ciebie... że źle  mi że cierpię
szukając własnej myśli w poszarpanej ciszy

ולאדיסלב שלנגל

 

שקט

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

אין לאן לברוח כדי לשמוע את מחשבותי.

הרעש מגיע לכל מקום – יחדור בנוקשות.

ברחתי מהעיר, ובעקבותי לכאן

בריג'סטים נושפי שנאה – גרועים מהמוות.

 

גרמופון נוהר לועג לזמירים מדי לילה –

רדיו מסית מדי ערב לשנאה בפארק

מאז השחר תועה שירה מזויפת במרעה,

ילדים לרגלי... אלפי... מליון ילדים.

 

לילדים ענינים חשובים ביותר,

כששעת הערביים תגרשם הבתים.

ירח נוקש על החלונות... טרדן... סקרן...

חזית היסמין אורבת מאחורי החלון –

 

היער השתכר מאור הירח,

מתנודד, מקשקש – שיכור משעשע –

באמצע הלילה קורא לציפורים, לכלבים ולטף,

מבריח את לחישות הנאהבים...

 

אני כאן בתוך ההמולה והאנחות

בקריאה, בבכי, בשירה

מוטרד מהתיפחות, מצרידות הצלילים,

מחפש לשווא מלה שאבדה...

 

האדמה רועדת – לרגלי השמים אוגוסט לוהט,

מעבר לקיר רשרוש – עץ תפוחים נושף מבעד לחלון,

אני כותב מכתב אליך – כי רע לי, אני סובל,

מחפש מחשבותי בשקט שהתרסק.

 

נאש פשגלונד, 13.8.1939,

 

 

 

home

 

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 5.10.37

Wiersz na temat nieżydowski

(Mały Dziennik bardzo się na mnie gniewa za wiersze drukowane w Naszym Przeglądzie)

pewno się panom dziwnym to wyda
że wierszyk ten wcale nie będzie o Żydach
nie będzie skargą protestem i krzykiem
lecz będzie po prostu zwyjczajnym wierszykiem
bo dziś już nie trzeba bo dzś już nie muszę
do sumień kołatać i dręczyć wam duszę
już pan wojewoda dziś robi to lepiej
już na ulicach cenniki się lepi
za szybę rozbitą i za szczęścia chwilę
dostaje się prawda tyle i tyle...
dziś nawet jest modne to w „Ipsie" to w „Klubie"
m
ówić dobrotliwie: „Żydów nawet lubie"
co pismo: dyskusja - tygodnik: ankieta
a głosu nie zabrać uchodzi za nietakt
dziś bardzo chętnie dżentelmen czy pani
po Grecie Grabo po Chinach Hiszpanii
przy manikurze - wytwornie cedząc zgłoski
problem rozstrzyga comprenez - żydowski
a kuchta powiada że lipa i draństwo...
gazeciarz rozstrzyga: mieć czy nie mieć państwo...
dozorca powiada nic z tego nie wyńdzie...
a to na Grzybowskiej... a tamto zn
ów w Saskim
i czyta się m
ówi od świtu po świt
dla Żyda... przez Żyda... za Żyda i Żyd...
więc gdy społeczeństwo tak mile wspomina
ja nie mam potrzeby leźć z wierszem na szaniec
bo z wierszem o krzywdzie przeważnie tak bywa
tak jak z oświatą... kaganiec... kaganiec...
gdy m
ówi ulica i pan wojewoda
c
óż jeszcze wierszem płaczliwym dodam?
więc wierszy nie będzie już więcej o Żydach
nie  będzie już skargi sentyntemntu i dreszczy
chce mi się wierszyk napisać że właśnie
pada jesienny deszczyk

 

ולאדיסלב שלנגל

 

שיחה על נושא לא יהודי

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

 

הדבר יראה לכם ודאי מוזר:

שיר זה לא יהיה על יהודים,

לא יהיה תלונה, מחאה וזעקה,

זה יהיה סתם שיר רגיל.

היום אין כבר צורך,

היום איני מוכרח

להדפק על מצפונכם ולהטריד את נפשותיכם.

מושל המחוז עבר

עושה זאת טוב יותר.

ברחובות מדביקים כבר לוחות מחירים:

תצורת שמשה מנופצת ורגעי אושר –

נכון, מקבלים כך וכך...

היום זה בפאביה, ב"איפס" וב"קלוב"

לומר בטוב-לב: "יהודים אני אפילו אוהב..."

בכל כתב-עת: ויכוח משאל דעת הקהל,

לא לקחת בו חלק נחשב לחסר טעם.

היום כל ג'נטלמן או גברת בחפץ לב,

ותוך סגנון אלגנטי של החברות

לאחר גרטה גרבו, סין וספרד

ליד מניקור – פותרים בעיות – " comprene  - יהודיות.

הטבחית מכריזה: "דברי חבל, נבזות..."

מוכר העיתונים פוסק: "תהיה, או לא תהיה לנו מדינה..."

השוער אומר: "לא יצא מכך מאום..."

ליד הבירה, הקוקטיל, בחשמלית ובמעלית,

חוות דעת ומשפטים, זעם, תשואות.

... זאת ברחוב גז'בובסקה... וההוא שוב בגן ססקי

קוראים, מדברים מבוקר עד שחר

עבור יהודי... בגלל יהודי... יהודי...

ובכן, כשהציבור מזכיר בחמדה שכזאת,

אין לי כל סיבה לזחול עם שירי על הביצורים,

עם שיר על עוול קורה לרוב

כדוגמת החינוך... מחסום... מחסום...

כאשר מדבר הרחוב ואדון המושל,

מה עוד אוסיף בשיר בכיני?

לא עוד שירים על היהודים,

לא עוד תלונות, רגשנות, צמרמורות.

מתחשק לי דווקא שיר לכתוב,

על גשם סתיו יורד.

                                    5.10.1937                                                                       

 

 

home

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 18.12.38

Sklepiki

zza lady chmurnej nie widać nieba
tylko reklamę czerwoną: maggi
strzęp słońca odbija się w nożu do chleba
i blasze mosiężnej od wagi...
nad drzwiami jest dzwonek lecz nigdy nie dzwoni
nad oknem jest zegar - lecz dawno nie chodzi...
jest kasa z kluczkiem - lecz także co po niej...
jest kł
ótka - zbyteczna cóż znajdzie tu złodziej?...
wystawa jest w oknie lecz dzieci nie nęci
bo nie ma w niej reklam obrazk
ów zabawek...
i neon nie błyszczy i nic się nie kręci
w tym małym sklepiku ze Smoczej ze Stawek w tym małym sklepiku są p
ółki i kosze
a sklep jest milczący i smutny i starczy...
a człowiek zgarbiony wpatruje się w grosze
i liczy... i widzi że znowu nie starczy...
i dzwonek nie dzwoni - i milczy mruk zegar
i p
ółki są puste  i lampka  migoce
a żona jest w domu... bo coś jej dolega
i coraz ciemniejsze i dłuższe są noce
w maleńkim sklepiku na p
ółkach jest troska
a chleb taki ciemny jak ciężkość na duszy
a w kącie śpi żałość i bieda żydowska
patrzy na zegar... i czeka aż ruszy...
papierki papierki - nędzarskie kredyty...
szufladki szufladki luksusy piwnicy...
marzenia marzenia wiecznie niesytej
ulicy... ulicy... żydowskiej ulicy...
kilo mydła...
kilo chleba...
by uciszyć gł
ód...
poproś w sklepiku centymetr nieba
i szczęścia jeden lut...

 

וולדיסלב שלנגל   

 

החנויות הקטנות

 

תרגמה מפולנית הלינה בירנבאום פורסם ב-"נאש פשגלאד" 18.12.1938

 

מדלפק העגום לא רואים את השמים

רק פירסומת אדומה: תבלין "מאגי"

דבלול השמש מחזיר אור על סכין הלחם

ועל פח מאזניי הנחושת...

מעל הדלת פעמון ישנו אך אינו מצלצל אף פעם

מעל החלון שעון – אבל הוא מזמן כבר לא הולך...

ישנה קופה עם מנעול – מיותר, מה ימצא פה גנב?...

יש חלון ראווה שלא מושך ילדים

אין כאן פירסומות, תמונות, צעצועים...

הניאון לא מבריק וכלום לא מסתובב

בחנות הקטנה הזאת

מרחוב סמוצה או סטווקי

ישנם אצטבאות וסלים

החנות שותקת עצובה נושמת זיקנה...

ואדם גיבן מביט בפרוטות

סופר... שוב רואה שלא יספיק...

והפעמון לא מצלצל – שותק שעון רוטן

האצטבאות ריקות, המנורה מהבהבת

והאישה בבית... כי משהו מציק לה

מדי פעם הלילות חשוכים וארוכים יותר

על האצטבאות דאגה

והלחם כהה כמו הכובד על הנשמה

בחנות הקטנה

בפינה ישן צער ועוני יהודי

מביט בשעון... ומחכה שיזוז...

פתקאות, פתקאות – קרדיטים (אשראי) עלובים...

 

חלומות, חלומות של רחוב... רחוב יהודי...

שלעולם אינו שבע

קילוגרם סבון...

קילוגרם לחם...

להשתקת הרעב...

תבקש בחנות הקטנה סנטימטר שמים

וטיפה אחת של מזל...

 

home

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd 1.01.39

Niemowlę 1939

punkt o dwunastej ---
gdy chybocący się korow
ód przeciągał miastem
w huku kork
ów z butelek pod serpentin deszczem
gdy go się najmniej spodziewano jeszcze
na jakiejś sali przy podłej orkiestrze
w trzasku kieliszk
ów przy pijanym śpiewie
urodził się malec: trzydzieści i dziewięć
nowy rok - odsesek wesolutki malec
kt
óry przed minutą życia nie znał wcale
a już był pijany...
już znał szelest jedwabiu... i drogie szampany
i w
ódkę na przedmieściu kobiecej dłoni dotyk
i tańca szaleństwo - jazzbandu narkotyk
szczęśliwy malec... cichutko sobie śni
że ta radość beztroska potrwa kilka dni
że będzie mały... przy orkiestrze siedział
że będzie szczęśliwy że nie będzie wiedział...
że choć  młodość upłynie mu przyjemnie
ale daremnie...
ledwo się urodził - ledwo powitano czule
już ubrano go w koszulę
czarną... brunatną... czerwoną...
haseł go nauczuno ---
pierwsze abc - było butnym marszem
z kołysanki - wojenny żar szedł
elementarz - gazeta i ustawa
i zakazy i prawa
... a jeśli w gł
ówce zabawa...
jemu kieliszek jemu taniec
a oni jego - jego na szpalty
jego w wir tłumny...
jego w gazet kolumny
jego w nakazy płatnicze
w stawki robotnicze
w walki klasowe
jego w okopy w obozy na fronty...
biedny malec... trzydzieści dziewiąty...
zanim po nocy wino wywietrzało z gł
ów...
malec trzydziesty dziewiąty starcem był już zn
ów

 

 

ולאדיסלב שלנגל

 

תינוק

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

 

בדיוק בחצות ---

 

כשתהלוכת החוגגים השתרכה על פני העיר,

ברעש פקקי הבקבוקים, בטיפות הגשם,

כשהכי פחות ציפו לו,

באולם כלשהו, ליד תזמורת זולה,

לקול ניפוץ כוסיות, בשירה שיכורה

נולד הפעוט: שלושים ותשע.

שנה חדשה – פעוט עליז.

לפני דקה לא הכיר את החיים בכלל,

וכבר הוא שיכור...

מכיר כבר רשרוש של משי... שמפניה משובחת,

וודקה של הפרברים, נגיעת כף יד נשית,

שגעון הריקוד – סם להקות הג'ז.

זאטוט מאושר... חולם לו בשקט,

שהשמחה חסרת הדאגה תארך ימים מספר.

ישב הקטן... ליד התזמורת,

יהיה מאושר ולא ידע...

לפחות הנעורים יחלפו בנועם ,

אך לשווא...

הספיק רק להולד – רק קיבלוהו ברוך,

כבר הלבישו בכותונת...

שחורה... חומה... אדומה...

לימדו אותו סיסמאות---

האלפבית הראשון – צעדה חצופה,

מתוך שיר ערש בקע – להט המלחמה,

ספא האלפבית – עיתון ותקנות,

אסורים וחוקים.

... ואם בראשו צהלה

... ריקוד לו, כוסית לו,

והם על דפי הסדר מניחים אותו,

מפקירים אותו למערבולת המונית,

לפקודות תשלומים,

לתעריפי פועלים,

למאבקי מעמדות,

למאבקים גזעניים.

אותו לחפירות, למחנות, לחזיתות...

זאטוט מסכן... שלושים ותשע.

בטרם התאדה היין מהראש לאחר הלילה,

זאטוט שלושים ותשע

כבר לזקן היה...

 

 

home

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 18.04.37

Wiosna na ulicy Pawiej

na rogu Smoczej i Pawiej
stoi Chawa wśr
ód dwóch nędznych koszy
i sprzedaje gorące par
ówki
para - za jedne pięć groszy!

proszę - kto mówi Chawie
z ulicy Pawiej
że jest już wiosna?!!

tam gdzie mieszka żyje i handluje Chawa
nie rosną kwiaty ani nawet trawa...

nie ma spacerujących wiosennych tłumów
nikt nie sprzedaje fiołk
ów pierwszych
nikt sobie nie sprawia wiosennych kostium
ów
i nikt nie czyta wiosennych wierszy...

słońce na Pawiej tylko liże słabe tanie -
jakby sprzedane z w
ózka
wiatr wiosenny harcuje ospalej i wyżej
i tylko na facjacie wietrzone bety muska

czy to nie jest rzecz nader ciekawa
skąd wie Chawa
że jest już wiosna?!...

kiedy Chawa po raz pierwszy nie sprzeda
ani pary gorących par
ówek
uśmiecha się do stojących
z obwarzankami Żyd
ówek...

parówki odnosi do domu
(a uśmiech twarzy się trzyma)

dzieci nie będzie kolacji...
dzięki Bogu skończyła się zima...

 

ולאדיסלב שלנגל

 

אביב ברחוב פאביה

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

בפינת רחובות סמוצ'ה ופאביה

עומדת חווה בין שני סלים עלובים, מוכרת נקניקיות חמות,

כל "זוג" – בחמישה זלוטי בלבד!

 

- בבקשה –

מי אומר לחווה

מרחוב פאביה

שהאביב הגיע?

 

במקום בו חווה חיה, גרה ועובדת,

לא צומחים פרחים, לא דשא... אפילו לא עשב...

 

אין שם המוני מטיילים באביב,

איש אינו מוכר סגליות ראשונות,

איש אינו תופר לעצמו חליפות אביביות,

ואיש אינו קורא שירי אביב...

 

השמש ברחוב פאביה רק מלקקת, חלשה וזולה,

כאילו נמכרה מהעגלה.

רוח אביבית נושבת בעצלות ומגבוה,

בעליות הגג מלטפת קלות רק כלי מיטה מתאווררים.

 

האין מסקרן הדבר,

מהיכן יודעת חווה

שהאביב הגיע?...

 

כשלראשונה לא תמכור חווה

אפילו זוג אחד של נקניקיות חמות,

היא מחייכת ליהודיות

העומדות עם הבייגל...

מחזירה הביתה את הנקניקיות

(חיוך דבוק לפניה).

"ילדים, לא תהיה ארוחת ערב...

החורף תם, ברוך השם...”

 

                                                25.4.1937

 

 

 

home

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd 6.04.37

Samolot

na Niskiej sto w suterynie
gdzie nigdy słońce nie wstaje
mieszka reb Załman kt
óry
nigdy nie jeździł tramwajem...

radia nigdy nie słyszał
nie ma pojęcia o kinie
całymi latami się modlił
reb Załman w swej suterynie...

i nagle - ku żony rozpaczy -
(czyż nie ma innych kłopot
ów)
reb Załman się stał entuzjastą
płynących gdzieś w dal samolotów

nocami podchodzi do okna
gdy warkot daleki go zbudzi
i uśmiech się zjawia na ustach
nie zrozumiały dla ludzi...

a Załman w sobotę w bóźnicy
słyszał jak czytał ktoś o tym
że z Polski do Palestyny
można już dziś... samolotem!

że nawet gazety z Warszawy
„tam" wysyłają i wszystko...
w kilka godzin do Erec...?!
więc ziemia święta tak blisko?!

reb Załman marzy po nocach
o Erec - Bożej Winnicy
o ptaku - co go zawiezie przez dobę
- z Niskiej ulicy...

więc niby dziś - suteryna
dyszący zaduch i para
a jutro można się zbudzić
pod słońcem jak wielka
pomarańcz...

jak dawniej jest Erec daleko
dla takich jak Załman nędzarzy
lecz dobrze że jest ten samolot
bo można chociaż pomarzyć...

piękną reb Załman melodię
słyszy w dalekim warkocie
reb Załman nie jeździł
tramwajem
a marzy... o samolocie...

 

ולאדיסלב שלנגל

 

אוירון

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

ברחוב ניסקה מאה, בדירת מרתף

שהשמש לא עלתה שם מעולם,

מתגורר רב זלמן,

שלא נסע אף פעם בחשמלית.

 

מעולם הוא לא שמע רדיו,

אין לו מושג על קולנוע.

במשך שנים התפלל רק

רב זלמן בדירת המרתף.

 

לפתע, לצרת אישתו,

(החסרות לה דאגות אחרות?)

רב זלמן הפך מעריץ

של אוירונים הממריאים למרחקים.

 

בלילות הוא לחלון ניגש

כשרעש רחוק יעירו,

וחיוך מופיע על שפתיו,

לא מובן לאיש...

 

זלמן בשבת, בבית-הכנסת, שמע

מישהו קרא,

שמפולין לפלשתינה,

באוירון כבר עכשיו אפשר!

עיתונים אפילו מורשה

ל"שם" שולחים והכל...

... תוך שעות ספורות לארץ אפשר!

... ובכן, אדמת הקודש קרובה כל כך?

רב זלמן חולם בלילות על ארץ גפן של האל,

על ציפור שתקח אותו

תוך יממה – מרחוב ניסקה...

 

כך, היום – דירת מרתף,

מחנק ואדים,

ומחר – להתעורר יתכן

בשמש,

כתפוח זהב גדול.

 

הארץ רחוקה, כפי שהייתה,

עבור אביונים כזלמן,

אולם טוב שקיים אוירון,

ואפשר לפחות לחלום...

 

מנגינה נהדרת שומע

רב זלמן ברעש הרחוק,

מעולם לא נסע רב זלמן

                          בחשמלית,

ו... חולם... על אוירון...

 

                                              נאש פשגלונד 6.4.1937,

 

 

 home

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd 5.02.39

Tobuł tułaczy

w małych miasteczkach zapomnianych
tam gdzie jest szary każdy świt
w świt taki szary i zapłakany
tobuł tułaczy szykuje Żyd
a do tobołka wziąźć by się chciało
całą codzienność swoja starą
wąskiej uliczki krętość i małość
i zapyloną sklepik
ów szarość...
wieżbę przydrożną zabrać by trzeba
i pochylonę b
óźniczkę z nad rzeki
płat deszczowego dobrego nieba
zabrać ze sobą na szlak daleki...
jarmarczny rozgwar taki znajomy
sob
ót dostojny spokój i ciszę
i dźwięk i barwę i ludzi i domy
by mieć ich przy sobie i widzieć i słyszeć...

a tam w oddali bezkresy sine
drogi wichry - na deszczu stanie
a tam spowite mgłami i dymem
jakieś szukanie - jakieś czekanie - -
tam jakieś miasta albo pustynie
i nagłość - dziwność - siła nieczysta -
tumult i haos z kt
órego wypłynie
jakaś nieznana i inna przystań
tak by się chciało z wszystkim uporać
stanąć nareszcie śmielej i pewniej
i tylko smutno i łzawo i rzewnie
strzępy dawności wyciągać z wora:

- - płat deszczowego nieba - -
- - głos
ów znajomych rozgwar - -
- - wierzby znajomej białość - -
- - uliczek krętość i małość - -
- - szarość zasnutą łzami
co nigdy nigdy już nie schną...
- - - - - i westchnąć

ולאדיסלב שלנגל

 

שק של נדודים

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

בעירות קטנות ונשכחות

כל שחר אפור שם.

בשחר אפור ובכיני שכזה

מכין יהודי שק של נדודים.

בשק רוצה היה לקחת

יומיומיותו הישנה,

הצרות ופתולי הרחוב הקטן,

האפרוריות המאובקת של החנויות...

היה רוצה לקחת את הערבה שלצד הדרך,

בית-הכנסת השפוף שליד הנהר,

פסת שמי גשם טובים

לקחת אתו לדרך הארוכה...

את מהומת השוק המוכרת כה טוב,

השלוה ההדורה ושקט השבתות,

והצליל והצבע: והאנשים והבתים

שיהיו אתו, לראותם ולשמעם

במרחקים אינסופיים תכולים,

בדרכים וברחובות, בעמידה בגשם,

בעשן ובערפילים העטופים

בחיפושים – בציפיות ---

ערים או מדבריות

פתאומיים – מוזרים – כוחות עליונים,

רעש ובלבול מהם מופיע,

מעגן שונה ולא ידוע...

כל כך היו רוצים להסדר עם כל אלה,

לעמוד סוף-סוף בבטחה.

ורק מתוך עצב, דמעות ורוך;

מהשק את שרידי הישן למשוך:

פסת שמי השם,

רעש קולות מוכרים,

האפרוריות מכוסה דמעות,

שלעולם אינן מתיבשות---

ולהאנח.

              

                                                       

נאש פשגלונד, 5.2.1939

 

 

 

 

home

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd 10.07.37

Nihil Novi  Hebrew

Idę swoją smutną drogą
dwa tysiące lat
a za mną w ślad
co dzień
wlecze się jak cień -
litania bezecna i zła
- że zatruwam w studniach wodę
- że sprowadzam złą pogodę
- że uroki znam na trzodę
- że kradnę z świątyń krzyże złote
- by je oplwać  zmieszać z błotem
- by je sprzedać drogo potem
- krwawy haracz Bogu płacę
- krwią dziecinną mieszam macę
- i na każde  swoje święta
- kradnę blade pacholęta
- by wyłupać martwe oczy
i serdecznej krwi utoczyć...

mijają lata i lata
i zmienia się obraz świata
kultura światło postęp
a dla was to wciąż takie proste:
- że mam lochy tajemnicze
- że nocami złoto liczę
- wojny robi się na prędce
- kiedy zechcą Syjony Mędrce

Wielki Paskarz -Wielki Mag
rewolucja - gdy dam znak!
lecą w przepaść kalendarze
tyle zdarzeń tyle zdarzeń
bajdy i przesądy giną
przyszło radio tempo kino
ludzkość się nad wszystkim głowi
tylko ze mną.....
nihil novi:

- ja - to burżuazja wyzysk
- ja światowy jestem kryzys
- komunista ja i bogacz
- jestem chasyd - zwalczam Boga
- wszystko zło z całego świata
- w jednym sercu mym się splata
- nadal grabię dławię po to
- by w piwnicach chować złoto
- świat zdobędzie złote runo
- jeśli tylko mnie usuną
- wiecznie ja - beczka prochu
-... na ogłuszenie motłochu
a ja?...
żyję
przykre prawda? nawet wstyd
lecz ja tak na złość
wiadomo
Żyd

 

ולאדיסלב שלנגל

 

NIHIL NOVI (לטינית) אין חדש

 

אני צועד בדרכי העצובה

אלפיים שנה.

בעקבותי,

יום-יום

נסחבת כצל

רשימה  מרושעת ושפלה: שאני מרעיל מים בבארות,

מביא מזג אויר רע,

מטיל עין רעה בעדרי בקר,

גונב צלבי זהב מבתי-המקדש

כדי לירוק עליהם, להטיח בהם בוץ,

משלם כופר דמים לאלוהים

לכבוד כל חגי,

מערבב דם ילדים בקערה,

גונב פעוטות חיוורים,

לנקר עיניים מתות,

דם מהלב למזוג...

 

חולפות שנים על שנים,

תמונת העולם משתנה –

תרבות, אור, קדמה,

ובעבורכם הדבר כה פשוט תמיד:

שיש לי מעורות מסתוריות.

זהב אני סופר בלילות,

בחופזה עושים מלחמות,

כשירצו בכך חכמי ציון.

 

אני המפקיע הגדול – הקוסם הגדול –

מהפכה – כשרק אתן אות!

לוחות הזמן נופלים לתהום,

כה רבות ההתרחשויות, כה רבות ההתרחשויות,

נעלמים סיפורי בדים ודעות קדומות.

הופיע רדיו, קצב, קולנוע,

האנושות חושבת על הכל.

רק לגבי... Nihil novi:

 

אני הבורגנות, הניצול.

אני המשבר העולמי.

קומוניסט ועשיר.

דתי ולוחם באלוהים.

כל רע שבעולם

מתחבר בלבי האחד.

אני ממשיך לשדוד ולחנוק כדי

לאגור זהב במרתפים.

העולם יזכה בגזת הזהב,

כשרק יסלקו אותי.

אני – לנצח חבית חומר נפץ

... לשם השתקת האספסוף

ומה על כך אני?...

חי.

נכון, לא נעים? אפילו חרפה.

ואני דווקא. כידוע.

יהודי.

 

 

 

                                             10.7.1937

 

 

home

Władysław Szlengel

Szukam człowieka

kiedy byłem jeszcze bardzo młody
taki jeszcze młody że słońce chciałem chwytać
bo światło wolałem od łakoci
kazano mi mądre książki czytać
o pięknie przyrodzie i dobroci
 że to wszystko kryje serce człowieka
pytałem: gdzie jest CZŁOWIEK?
kazano mi czekać...
urosłem...
znam mapy książki gazety
depesze ze świata fotografie...
gdzieś tu musi być człowiek...
niestety... ja go znaleźć nie potrafię

idę ulicami wielkich miast
i nie zamykam zmęczonych powiek
w złocie słońca i w srebrze gwiazd
ulicami idę miast
i pytam: gdzie jest CZŁOWIEK?
i nie znajduję go:
ani w depeszach z butą pisanych
w programach mordu i przemocy
ni w oczach ludzi poniewieranych
ni w krzykach nagłych pośród nocy
ani w pięściach wzniesionych do nieba
ani w oczach gdy iskrzą się żądze
ani w tych szukających chlebaa
ani w dłoniach liczących pieniądze
ani w ustach kłamiących
ani w oczach płaczących
ani w układnych mowach dyplomatów
ani w tekstach brunatnych plakatów
ani w pluskwim peticie gazet
skomlących o ludziach duszonych gazem
ani w szperających w babki alkowach
ni w tych co biją starców po głowach

jest zwierz tropiony
jest myśliwy szalony
zdobywca kłamca głupiec
ofiara krzykacz kupiec
i lis i cham i faktor
i płaz i gad i marny aktor
i bity i zdobyty i  skopany
i ciało i mięso i rany
i beznadziejna droga daleka
i nigdzie nie mogę  znaleźć CZŁOWIEKA!

 

ולאדיסלאב שלמגל

 

אני מחפש את האדם

 

תרגמה מפולנית הלינה בירנבאום

 

כשהייתי צעיר

כה צעיר עדיין עד כי רציתי את השמש לתפוס,

מפני שהעדפתי אור על ממתקים.

אמרו לי לקרוא ספרים חכמים:

על היופי, האמת והטוב

ושכל אלה גלומים בלב האדם.

שאלתי: איפה האדם?

אמרו לי לחכות...

גדלתי...

אני מכיר מפות, ספרים, עיתונים,

מברקים מהעולם, תצלומים...

איפה שהו מוכרח להיות כאן האדם...

לדאבון...

        אני לא מסוגל למצוא אותו.

אני הולך ברחובות הערים הגדולות

לא עוצם עפעפיים עייפים,

בארגמן השמש, בכסף הכוכבים

ברחובות הערים אני הולך

ושואל: היכן הוא האדם?

ואני לא מוצא אותו:

לא במברקים בשחצנות כתובים,

בתוכניות רצח וכפיה,

לא בעיני אנשים מעונים,

לא בצעקות פתאומיות באמצע הלילה,

לא באגרופים המועלים שמימה,

לא בעיניים בהם בוהקות תאוות,

לא באלה המחפשות לחם,

לא בידיים הסופרות כסף,

לא בפיות המשקרים,

לא בעיני הבוכים,

ולא בנאומי דיפלומטים חלקלקים,

ולא בטקסטים של הפלקטים החומים,

לא באותיות הזעירות של פשפשי העיתונים

המייללים על אנשים החנוקים בגז,

לא בין המחטטים בחדרונים של הסבתא

ולא אצל אלה שמכים זקנים בראשיהם,

      ישנה חיה נרדפת

      ישנו צייד מטורף

      כובש, שקרן, שוטה

      קורבן, צווחן, סוחר

      ושועל, ובור וסרסור,

      וזוחל ושרץ ושחקן עלוב

      ומוכה ונכבש ונבעט

      וגוף ובשר ופצעים

      ודרך ארוכה ללא תקווה

      ובשום מקום איני יכול למצוא אדם!

 

עיתון נאש פשגלונד 1938. העתיקה והביאה לארץ בזמנו הגב' פירה סלנסקה.

 

home

Władysław Szlengel

Płyną okręty (Quasi una Fantasia) 1938r.

Przepisała ten wiersz z Gazety Nasz Przegląd i przywiozła z Polski do ówczesnej  Palestyny w roku 1939 M. Fira Salańska

płyną okręty po bezdrożach
po oceanach i po morzach
płyną dniami płyną nocami
płyną okręty z uchodźcami
jadą i jadą - tu i tam
pukają do portów i do bram
a świat się zamknął zaryglował
więc płyną w nieskończony rejs
bo gdzie pojadą - wszędzie słowa
wyryte na bramach - nie ma miejsc

płyną okręty płyną okręty
poprzez lazury i poprzez odmęty
okręt jest trumną - nie okrętem
lazur jest czarnym atramentem
starczyłoby tego atramentu
aby napisać miliard listów
by odpowiedzi dać nie mniej
miliard listów bez sententymentów
dwa słowa tylko: NIE MA MIEJSC!

więc pozostają na okrętach
aby się włóczyć po odmętach
ni to korsarze - ni to piraci
ani dziwacy - jacyś bogaci
ani herosi - ni włóczykije

ludzie bez jutra - dusze niczyje
ludzie wypluci z ludzkich kniej
ludzie dla których: NIE MA MIEJSC!

krąci się kręci kula świata
w skarby i cuda tak bogata
słońce ją pieści - kwieciem się mai
tyle ma lądów - tyle krai
nagle stanęła - czy chce mieć lżej?
proszę wysiadać - nie ma miejsc
płyną okręty...
płyną okręty...
płyną okręty z uchodźcami...

 

ולאדיסלב שלנגל

 

אניות שטות

 

תרגמה מפולנית  הלינה בירנבאום

 

אניות שטות  בדרכים לא דרכים

על פני האוקינוסים וימים,

שטות ימים – שטות לילות,

שטות אניות עם פליטים.

שטות ושטות – כאן ושם, מתדפקות על נמלים ועל שערים.

והעולם הסתגר, על בריח ננעל

וכך הן שטות במסע האינסופי,

ולכל שתגענה – בכל מקום המלים

חרוטות על שערים – אין מקום.

שטות אניות, שטות אניות

דרך התכול ודרך המצולות.

 

האניה היא ארון מתים - לא אניה

התכול הוא דיו שחור

די היה באותו הדיו

לכתיבת מיליארד מכתבים,

מיליארד מכתבים ללא סנטימנטים

רק שתי מלים יכלו להיות:

אנחנו חיים – רוצים לחיות...

די היה באותו הדיו,

כדי לתת לא פחות תשובות

מיליארד מכתבים ללא סנטימנטים

רק שתי מלים: אין מקום.

      על כן נשארים באניות,

      לשוטט על פני מצולות,

      לא שודדים – לא פירטים,

      לא תמהונים – לא איזה עשירים,

      לא גיבורים – לא נוודים,

      אנשים ללא מחר – נפשות של אף אחד,

      אנשים אותם ירקו מתוך יער עבות 

      אנשים עבורם אין מקום!

 

סובב, סובב כדור העולם

באוצרות  ופלאים כה עשיר

השמש מפנקת אותו– בפרחים מקשטת.

כה רבות יבשות לו – ארצות כה רבות.

לפתע עצרה – הרוצה הקלה ?

בבקשה לרדת – אין מקום.

שטות אניות, שטות אניות...

שטות אניות  עם פליטים...

 

עיתון נאש פשגלונד 1938. העתיקה והביאה לארץ בזמנו הגב' פירה סלנסקה.

 

home

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 15.01.39

Przerażone pokolenie

(Gminy żydowskie i instytucje filantropijne wysyłają małe dzieci uchodźców do Anglii, Holandii i t.d.)

wszystko  było za głośne... za skomplikowane
zamazane i dziwne i zasnute łzami...
przyszli straszni jak w kinie
tak wcześnie nad ranem
i m
ówili tak głośno... i stukali kolbami...
tatusiowi jak cowboye lufami grozili
a mama miała za duże i za straszne oczy...
i tatuś się jak  starzec załamał i schylił
pięść ścisnął... i zawył... i sprężył i skoczył...
potem taty nie było i była tylko cisza
a mamie drżały ręce przy krajaniu chleba
i pytała czy kroki na schodach ktoś słyszał
i paliła świece i wzywała nieba
i potem przyszli inni - lepsi ale obcy...
i zabrali dzieci i było coraz gorzej
w pokoju tłoczyli się tacy sami chłopcy
a potem był pociąg i okręt i morze...
i strasznie i pusto i szaro - bez treści...
i wszystko się nie chce tak w gł
ówce pomieścić...
z mgły z labiryntu tylko się wyłania -
ta droga - ta droga... i znak zapytania...

czy urośnie pokolenie przerażonych ludzi -
kt
órych będzie po nocach każdy szelest budził
stuknięcie na schodach - dźwięk obcego głosu
wtrącą w odmęty popłochu - chaosu - -
ludzi co drzwi zamykają na zamki
- gotowych do skoku gdy ktoś dotknie klamki
ludzi niepewnych co cnotą - co grzechem
ludzi z strwożliwym lękliwym uśmiechem
ludzi palących listy - - -
ludzi niszczących adresy - - -
ludzi nie umiejących śpiewać - - -
ludzi szukających w oczach przechodni
ów - -
spojrzenia siostry czy brata? - - -

 

ולאדיסלב שלנגל

 

דור מבוהל

 

תורגם ע"י הלינה בירנבאום ופורסם בספר "שירים לפני ואחרי המבול" ספרית מעריב, תל אביב 1990

 

 ועדי יהודים ומוסדות פילנתרופיים  

שולחים ילדים קטנים לאנגליה,

 ולהולנד...

 

הכל היה קולני מדי... מסובך מדי,

מטושטש, מוזר ומעורפל מדמעות...

באו אנשים נוראים כמו בקולנוע. מוקדם. לפנות בוקר.

הם דיברו בקול רם כל כך... הלמו בקתות...

אימו על אבא בלועי הרובים כמו קאובויים.

לאימא היו עיניים גדולות מדי ואדומות מדי...

אבא נשבר והתכופף כמו זקן,

אגרוף קמץ... בכה... התמתח וקפץ...

ולא היה עוד אבא ורק שקט שרר.

לאימא רעדו הידיים כשחתכה לחם...

היא שאלה אם מישהו שמע צעדים במדרגות,

הדליקה נרות וקראה לשמים.

אחר כך באו אחרים – טובים יותר, אך זרים...

לקחו את הילדים, ומדי פעם היה רע יותר.

בחצר הצטופפו אותם הבחורים,

אחר-כך היתה רכבת, אניה וים...

היה נורא וריק ועגום – ללא תוכן.

איך להכיל כל אלה בראש ילד...

מהערפל, מהמבוך מופיעה

הדרך, הדרך... וסימן שאלה...

 

האם יצמח דור אנשים מפוחדים –

כל רשרוש יעירם בלילות,

רחשים במדרגות, צליל קול זר

ידחפם למצולות הבהלה, תוהו ובוהו,

אנשים הנועלים דלתות בבריח,

מוכנים לקפיצה, כשמישהו בידיד יגע,

אנשים שאינם בטוחים מעשה טוב מהו – ומהו חטא,

אנשים בעלי חיוך מפוחד, חשדני,

אנשים השורפים מכתבים –

אנשים המשמידים כתובות –

אנשים שאינם יודעים לשיר –

אנשים המחפשים בעיני כל עובר ושב

מבט של אח או אחות?

 

                                         נאש פשגלונד, 15.1.1939

 

home

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 25.04. 37

Warszawa III

(na marginesie felietonu Pierrota „Warszawa II")

hallo! radio słuchacze!...
sygnał - dźwięk spadającej łzy
fala - piąte przez dziesiąte
to m
ówi: Warszawa III

może to was zaciekawi
po jazzie i śpiewie banalnym
Stawki Smocza i Niska
nadają program lokalny

na Pawiej pięć wyrzucają
graty wśr
ód strasznego hałasu
eksmisja rodziny tragarza
to nasz smutny sygnał czasu

kolejka po żebracze bony
dla wszystkich nie wystarczy
reszta musi głodować
(komunikat gospodarczy)

dwoje dzieci pożera przez szybę
(a widok tak męczy i drażni)
leżące na wystawie jabłka
(to nasz teatr wyobraźni)

sprzedają obważanki
za to płaci się mandat karny
psst! antlojf! (uciekaj) policja!...
(oto koncert popularny)

transmisja wielkiego pochodu
nim sabath zapadnie święty
spieszą w dostojnych saganach -
ambrozja biedoty - czulenty

jakież istnieją  nadzieje
kt
óre łzy Smoczej utrą?...
co też tu może się zmienić?!
jaki jest program na jutro?!

fala - uchodźctwa żebractwo
sygnał: dźwięk spadającej łzy...
kiedy „Warszawo w kwiatach" -
- zrozumiesz „Warszawę III"

 

ולאדיסלב שלנגל

 

וארשה III

 

תרגמה מפולנית הלינה בירנבאום 

 

הלו! מאזיני הרדיו!...

האות הוא – צליל של דמעה נופלת

גל – מבולבל

כאן קול: "וארשה שלוש".

 

אולי זה יסקרן אותכם

אחרי הג'ז ושירה בנאלית

הרחובות סטאבקי, סמוצ'ה וניסקה

מגישות תוכנית מקומית.

 

ברחוב פאביה חמש משליכים

גרוטאות תוך מהומה איומה,

מסלקים מהדירה משפחת הסבל.

האות העצוב שלנו של הזמן.

 

תור לתלושי מזון קבצניים

אין מספיק לכולם.

הנותרים יאלצו לרעוב

(דווח כלכלי).

 

שני ילדים טורפים מבעד לשמשה

(והמראה כה מענה ומרגיז)

תפוחי עץ המונחים לראווה

(התאטרון שלנו שבדמיון).

 

מוכרים בייגל

ועל זה משלמים קנס ענישה

פססט! אנטלויף! (ברח!) משטרה!...

(הנה הקונצרט הנפוץ).

 

שידור הצעדה הגדולה

בטרם השבת הקדושה יורדת

ממהרים עם דודי בישול מלאי הוד –

במזון האלים של העניים – החמין...

 

איזה תקות קיימות

שינגבו הדמעות של רחוב סמוצ'ה?...

מה כאן יכול להשתנות?!

מה התוכנית למחר?!

 

הגל – פליטים לקבצנות...

האות – צליל דמעה נופלת...

מתי "וארשה בפרחים" –

- תביני את  "וארשה שלוש"?...

 

 

 

home

Władysław Szlengel, Szpilki

Małżeństwo Dyktatora

Wiecie zapewne, że Dyktator jest abstynetem, jaroszem i kawalerem. Jeżeli człowiek przez piędziesiąt lat nie zaznał rozkoszy jaką dają;

krwisty rozbef, cieniutki sznycelek, dobrze wypieczony kurczak z kartofelkami i mizerią, przy czym kieliszek dobrego czerwonego winka... A, co tam wyliczyać - jak człowiek nie  zna rozkoszy. Niewesole są noce w głuchym kanclerowskim pałacu, smutne są myśli niezakropione lampką wina i widmowa pustka bez kobiety.

Widziałem roześmianą twarz Roosevelta z bankietu w Filadelfii; nie wiem czy prezydent pije - ale nic nie powiem o pokaźnych butelkach na zdieciu „United Press" i wesołym wieńcu girls przy stole. Nic dziwnego, że po takim bankiecie Roosevelt kropi depesze do Europy: „Uspokójcie się! Zycie jest piękne! - wino jest słodkie i nie chcę, aby moja żona martwiła się, że nasz syn idzie na wojnę". Konkluzja musimy dyktatora ożenić. Kobieta dokona reszta.

Będzie to wyglądało mniej więcej tak:

-Dyktator. Gerta Schmidt. Państwo pozwolą... - Panie marszałku,  czego pan mnie męczy... Ja nie znoszę kobiet...

- Trudno. Zagranica. Prestiż. śmieją się. śmieszność jest zabójcza dla Dyktatora. Musi się pan ożenić.

Z tą... Gertą Schmidt?

Tak. Ona ma w posagu dwie żywe krowy, osełkę masła i niedojedzoną jajecznicę po nieboszczyku pierwszym mężu. Tego nie należy bagatelizować.

Czy posag ona wniesienie zaraz po ślubie?

Natychmiast... Ogłasza się małżeństwo Dyktatora z Gertą Schmi. Slub odbędzsię w niedzielę 22 lipca.

Wtorek, 17 lipca.

Dyktuś... więc już w niedzielę... ach mój jedyny... Ty jesteś zabójczy... taki zabójczo-piękny... Zgol te wąsy...

Coooo? Pani oszalała? Bez wąsów!! Ja się mogę obejść bez linii Zygfryda, ale nie bez wąsów...

To nie będę się całowała.

Nie zgolę.

To wszystkim powiem, że na Linii Zygfryda jest napis: "Pluć tylko do spluwaczek", bo beton się rozpłynie...

Zgolił

Sroda, 18 lipca.

Patrz, jak ja jestem ubrana. Jak strach na wróble! W całym Berlinie nie ma ani jednej przywoitej krawcowej.

Nie rozumiem.

Mój kochany, jak ty chcesz, to sobie możesz wyrzucić wszytkich Żydów, ale nie możesz mnie pozbawić dobrej krawcowej. Sam rozumiesz, że bez Żydówki będę ubrana jak koczkodon. Bądź taki dobry, maleńki werdycik...

Szalona. Idea moja w sprawie...

Wiem, wiem, ale jak mi nie sprowadzisz Żydów do Berlina, to ja napiszę do mamy, żeby przyjechała. Może razem coś uszyjemy...

...Cofnięto nakaz wysiedlenia Żydów.

Frau Schmidt, gdzie mój garnitur, mój strój galowy?

A z czego miałam uszyć spódnicę? Może z waszej tandetnej wełny... Może z papieru?

No, dobrze, ale przecież nie mogę... Jak ja będę wyglądał? A moje spodnie z kapitańskiego uniformu?

Poszły na spód do kostiomu... Mój drogi, pożycz sobie od marszałka marnarkę i zrób sobie płaszcz, to ci wszystko zakryje... Albo przestań się kłócić z Anglią, to będziesz miał angielskie materiały...

... Przestał.

... Piątek.

Dyktuś zrób narzeczonej prezent. W niedzielę nasz ślub... Nie chcę jeść na obiad wroniego rumsztyku... Zjesz ze mną, prawda?...

Nie jadam mięsa...

Taki dobry sznycelek z kartofelkami i kieliszek bordo... Nie pijam. I nie mamy bordo. Bordo ma Francja.

To nie kłóć się z Francją, ja cię proszę... No zjedz, zjedz... Zjedz, bo piszę do mamy... I kieliszek bordo... I załatw z Francją...

...Załatwił.

... Sobota. - Dyktuś, słuchaj, mówię ci ostatni raz. Musisz mi to przyrzec przed ślubem. Bo inaczej nici z małżeństwa. Żadnych awantur... Żadnych zaczepek... Ja chcę mieć spokój w domu... I żadnych wyjazdów. W domu masz siedzieć. Spokój. Masz żonę. Będziesz mieszkał w stolicy, żebym miała blisko mamy i  wybij sobie z głowy jakieś wyjazdy. I żadnych gości. porządek, żeby był. I koniec ersazów... ma być . Będziesz ł mięso, bo nie chcę cherlaka - i będziesz pił. I ubranie ma być z wełny, a nie z glaspapieru. Koniec.

...Powiadam Wam. Tylko małżeństwo uratuje interesy Europy.

ולאדיסלב שלנגל

 

נשואי הדיקטטור

 

תרגמה מפולנית הלינה בירנבאום

 

ידוע לכם בוודאי שהדיקטטור מתנזר משתיה, צמחוני  ורווק.  וכאשר בן אדם לא מתנסה במשך חמישים שנה בהנאות שמעניקים: סטייק עסיסי, שניצל דקיק, עוף צעיר אפוי היטב עם תפוחי אדמה וסלט מלפפונים, שלצידם כוסית יין אדום טוב... אח, מה כאן למנות אם האדם לא מכיר כל אלה! הלילות לא שמחים בארמונו הדומם של הקנצלר, המחשבות עצובות כשהן לא מתובלות בכוסית יין ונרקמות בתוך ריקנות ללא אישה.

 

ראיתי את פניו הצוחקות של רוזוולט בתמונת נשף בפילדלפיה – אני לא יודע אם הנשיא שותה – אבל הוא לא אומר כלום על הבקבוקים שבתמונה בעיתון "United Press" ועל הזר העליז של הנערות  האמריקאיות ליד השולחן. אין פלא שאחרי נשף כזה מרביץ רוזוולט אגרת לאירופה: "הרגעו! החיים יפים! היין אדום ואני לא רוצה שאישתי תדאג על שהבן שלנו הולך למלחמה."  המסכנה: מוכרחים לחתן את הדיקטטור והאישה תעשה את היתר.

 

וזה יראה כך פחות או יותר:

- ברשותכם רבותי - דיקטטור. גרטה שמידט....

- אדוני המרשל, למה אתה מענה אותי... אני לא סובל נשים...

- אין ברירה. ארצות החוץ, כבוד. שם צוחקים וצחוקם קטלני עבור הדיקטטור. אתה מוכרח להתחתן.

- עם הזאת... גרטה שמידט?

- כן. יש לה בנדוניה שתי פרות חיות, נתח חמאה וחביתה שלא גמרה לאכול אחרי בעלה המנוח. אין לזלזל בכך.

- והיא תביא את הנדוניה מיד אחרי החתונה?

- כן, מיד...

מכריזים על הנשואים של הדיקטטור עם גרטה שמידט. החתונה תתקיים ביום ראשון ה 22 ליולי.

- דיקטוש... אז כבר ביום ראשון... אח, היחידי שלי... אתה כה רצחני... כה רצחני יפה... רק תגלח את השפם...

- מההה? הגברת השתגעה? אני בלי השפם?! אני מוכן לוותר על קו זיגפריד אבל לא על השפם...

- אז אני לא אנשק אותך.

- לא אגלח.

- אני אספר לכולם שבקו זיגפריד ישנה כתובת: "נא לרוק לכלי יריקה אחרת הבטון ישטף..."

גילח.

יום רביעי ה-18 ליוני.

- הבט, איך אני לבושה? כמו דחליל! בכל ברלין אין למצוא תופרת טובה אחת.

- לא מבין.

- אהובי, אם אתה רוצה, אז אתה יכול לזרוק לך את כל היהודים, אבל אתה לא יכול למנוע ממני תופרת טובה. אתה מבין בעצמך שבלי תופרת יהודיה אני אהיה לבושה כמו קופה. תהיה טוב, פסק דין קטנטן...

- מטורפת. כל חזוני בענין...

- אני יודעת, אבל אם לא תביא לי יהודיה לברלין, אכתוב לאמי שתבוא. אולי נתפור משהו ביחד.

- בוטל צו גרוש היהודים.

- פראו (גברת) שמידט, איפה החליפה שלי, לבושי המהודר?

- אז ממה היה עלי לתפור את החצאית? אולי מהצמר הדל שלנו... אולי מניר?

- נו, טוב, אבל אני לא יכול הרי... איך אראה? ואיפה מכנסי מדי הסרן שלי?

- נלקחו לתחתית לחליפה... יקירי, תשאיל לך ז'קט מהמרשל ותתפור לך מעיל, זה יכסה הכל... תפסיק לריב עם אנגליה אז יהיו לך בדים אנגליים...

הפסיק.

יום שישי.

- דיקטוש שמע, תעניק מתנה לכלתך. ביום ראשון של החתונה שלנו... אני לא רוצה לאכול עורב לארוחת הצהרים... אני רוצה שניצל... תאכל איתי, נכון?...

- אני לא אוכל בשר...

שניצל טוב עם תפוחי אדמה וכוסית בורדו...

- אני לא שותה. ואין לי יין בורדו. בורדו יש לצרפת.

- אז אל תריב עם צרפת, אני מבקשת ממך... נו, תאכל, כי אכתוב לאמי... וכוסית בורדו... סדר זאת עם צרפת...

סידר.

שבת.

- דיקטוש שמע, אני אומרת לך בפעם האחרונה. אתה מוכרח להבטיח לי זאת לפני החתונה, אחרת אין חתונה. שום שערוריות... שום התנפלויות... אני רוצה שקט בבית... ושום מסעות. עליך לשבת בבית. שקט. יש לך אישה. תגור בבירה שאהיה קרובה לאמי ותוציא לך מראש מסעות כלשהם. ולא אורחים. סדר שיהיה. וסוף לתחליפים... הכל חייב להיות באיכות נאותה. תאכל בשר כי אני לא רוצה בעל חולה – ותשתה. והחליפה חייבת להיות מצמר והכותונות מבד ולא מניר זכוכית. סוף.

אני אומר לכם, רק נישואין יצילו את העסקים של אירופה.

 

שבועון סטירי "שפילקי" (המחטים)

 

home

Władysław Szlengel

Dwie Śmierci

Wasza śmierć i nasza śmierć
to dwie inne śmierci.
Wasza śmierć - to mocna śmierć,
szarpiąca na ćwierci.
Wasza śmierć śr
ód szarych pól
od krwi i potu żyznych.
Wasza śmierć - to śmierć od kul
dla czegoś - ...dla Ojczyzny.
Nasza śmierć - to głupia śmierć,
na strychu lub w piwnicy,
nasza śmierć przychodzi psia
zza węgła ulicy.
Waszą śmierć odznaczy krzyż,
komunikat ja wymienia,
naszą śmierć - hurtowy skład,
zakopią - do widzenia.
Wasza śmierć - wy twarzą w twarz
witacie się w p
ół drogi,
nasza śmierć - to skryta śmierć
kopana w masce trwogi.
Wasza śmierć - zwyczajna śmierć,
człowiecza i nietrudna,
nasza śmierć - śmietnicza śmierć,
żydowska i - paskudna.
Nasza śmierć jest waszej śmierci
daleką biedną krewną.
Gdy spotka wasza - naszą śmierć,
nie wita jej na pewno.
I w czarną noc przez smugi mgieł
nad miastem - w mrok
ów piekle,
dwie śmierci przeklinają się,
złorzecząc sobie wściekle.
Na murku - patrząc w strony dwie,
podgląda kł
ótnię skrycie
to samo chciwe, sprytne, złe
i jednakowe Życie.

home

Władysław Szlengel

Już czas

Już czas! Czas!
Długoś nas dniem obrachunku straszył!
Mamy już dosyć modlitw i pokut.
Dzisiaj Ty staniesz przed sądem naszym
I będziesz czekał pokornie wyroku.
Rzucim Ci w serce potężnym kamieniem
Bluźniercze, straszne, krwawe oskarżenie.
- Ostrzem toporu, brzeszczotem szabel> Wedrze się w niebo jak wieża Babel
I Ty, tam w g
órze, wielki skazaniec,
Tam w międzygwiezdnej straszliwej ciszy,
Ty każde słowo nasze usłyszysz,
Jak Cię oskarża nar
ód wybraniec,
- Nie ma zapłaty, nie ma zapłaatty !!!
To, ześ nas kiedyś dawnymi laty,
Wywi
ódł z Egiptu do naszej ziemi,
To nic nie zmieni ! To nic nie zmieni !
Teraz Ci tego już nie przebaczym,
że Tyś nas wydał w ręce siepaczy -
Za to, że w czasie tysiącoleci
Byliśmy Tobie jak wierne dzieci.
Z Twoim imieniem każdy z nas konał
W cyrkach cezar
ów, w cyrku Nerona.
Na krzyżach Rzymian, stosach Hiszpanii
Bici i lżeni, poniewierani.
A Tyś nas wydał w ręce Kozakom,
Co rwali w strzępy Tw
ój święty zakon.
Za męki getta, widma szubienic
My upodleni, my umęczeni -
Za śmierć w Treblince, zgięci pod batem,
Damy zapłatę !! Damy zapłatę !!
- Teraz nie ujdziesz już swego końca
 !
Gdy Cię sprowadzim na miejsce kaźni,
100-dolarowym złotym krążkiem słońca
Ty nie przekupisz wartownika łaźni.
I kiedy kat Cię popędzi i zmusi,
Zagna i wepchnie w komorę parową,
Zamknie za Tobą hermetyczne wieka,
Gorącą parą zacznie dusić, dusić,
I będziesz krzyczał, będziesz chciał uciekać -
Kiedy się skończą już konania męki,
Zawloką, wrzucą, tam potwornym dołem
Wyrwą Ci gwiazdy - złote zęby z szczęki -
A potem spalą.
I będziesz popiołem.

Warszawa, getto, grudzień 1942

home

Władysław Szlengel

KONTRATAK

Spokojnie szli do wagonów,
Jakby im wszystko zbrzydło,
Piesko patrzyli szaulisom w oczy -
Bydło !
Cieszyli się śliczni oficerkowie,
Że nic im nie działa na nerwy,
Że idą tępym marszem hordy,
- I tylko dla werwy
Trzaskały pejcze:
W mordy!
Tłum milcząc padał na placu,
Nim się w wagonie rozełkał,
Sączyli krew i łzy w piaszczysty grunt,
A "panowie"
na trupy
od niechcenia
rzucali

pudełka -
"Warum sind Juno rund."
Aż w ten dzień,
Gdy na uśpione sztimungiem miasto
Wpadli o świcie, jak hieny z porannej mgły,
Wtedy zbudziło się bydło
I
Obnażyło kły...
Na ulicy Miłej padł pierwszy strzał.
Żandarm się zachwiał w bramie.
Spojrzał zdziwiony - chwilę stał,
Pomacał roztrzaskane ramię -
Nie wierzył.
Coś tu nie w porządku,
Tak wszystko szło gładko i wprost,
Z łaski i protekcji
Cofnięto go z drogi na Ost
(Miał kilka dni satysfakcji),
Aby odpoczął w Warszawie,
Gnając to bydło w akcji,
I aby oczyścić ten chlew,
A tu
Na Miłej ulicy KREW...
Żandarm się cofnął z bramy
I zaklął: Naprawdę krwawię,
A tu już szczękały brauningi
Na Niskiej
Na Dzikiej,
Na Pawiej.
Na krętych schodach, gdzie matkę starą
Ciągnięto za włosy na DÓŁ,
LEŻY ESESMAN Handtke.
Bardzo dziwnie się nadął,
Jakby nie strawił śmierci,
Jakby go zdławił ten bunt.
Zacharkał się krwawą śliną
W pudełko - "Juno sind rund,"
Rund, rund
."
Pył wdeptać złoconym szlifem,
Okrągło wszystko się toczy,
Leży błękitny żandarmi uniform
Na zaplutych schodach
Żydowskiej Pawiej ulicy
I nie wie
Że u Schultza i Toebbensa
Kule pląsają w radosnym rozśpiewie,
BUNT MIĘSA,
BUNT MIĘSA,
BUNT MIĘSA!
Mięso pluje przez okna granatem,
Mięso charczy szkarłatnym płomieniem
I zręb
ów życia się czepia !
Hej! Jak radośnie strzela się w ślepia !
TU JEST FRONT PANICZYKI !
FRONT - PANOWIE DEKOWNIKI !
HIER
TRINK MAN MEHR KEIN BIER,
HIER
HIER HAT MAN MEHR KEIN MUT
BLUT,
BLUT,
BLUT.
Zdejmować rękawiczki z jasnej gładkiej skóry,
Położyć pejcze - dać hełmy na głowy -
Jutro komunikat prasowy:
"Wbiliśmy się klinem w blok Toebbensa."
Bunt mięsa,
BUNT MIĘSA,
BUNT MIĘSA !

Słyszysz  niemiecki Boże
jak modlą się Żydzi w "dzikich" domach
Trzymając w ręku łom czy żerdź.
Prosimy Cię Boże o walkę krwawą,
Błagamy o gwałtowną śmierć.
Niech nasze oczy przed skonaniem
Nie widzą jak się wloką szyny.
Ale daj dłoniom celność, Panie
Aby się skrwawił mundur siny.
Daj nam zobaczyć zanim gardła
Zawrze ostatni, głuchy jęk
W tych butnych dłoniach, w łapach z pejczem
Zwyczajny nasz człowieczy lęk.
Z Niskiej i z Miłej, z Muranowa
Wykwita płomień z naszych luf.
To wiosna nasza! To kontratak !
To wino walki uderza do gł
ów !
To nasze lasy partyzanckie,
Zaułki Dzikiej i Ostrowskiej.
Drżą nam na piersiach numerki "blokowe",
Nasze medale z wojny żydowskiej.
Krzyk czterech liter błyska czerwienią,
Jak taran bije słowo: BUNT
..............................................
..............................................
A na ulicy krwią się oblepia
Zdeptana paczka:
"Juno sind rund !"

 

Władysław Szlengel

Okno na tamtą stronę

Mam okno na tamtą stronę,

bezczelne żydowskie okno

na piękny park Krasińskiego,

gdzie liście jesienne mokną...

Pod wieczór szaroliliowy

składają gałęzie pokłon

i patrzą się drzewa aryjskie

w to moje żydowskie okno...

A mnie w oknie stanąć nie wolno

(bardzo to słuszny przepis),

żydowskie robaki... krety...

powinni i muszą być ślepi.

Niech siedzą w barłogach, norach

w robotę z utkwionym okiem

i wara im od patrzenia

i od żydowskich okien...

A ja... kiedy noc zapada...

by wszystko wyrównać i zatrzeć,

dopadam do okna w ciemności

i patrzę... żarłocznie patrzę...

i kradnę zgaszoną Warszawę,

szumy i gwizdy dalekie,

zarysy domów i ulic,

kikuty wieżyc kalekie...

Kradnę sylwetkę Ratusza,

u stóp mam plac Teatralny,

pozwala księżyc Wachmeister

na szmugiel sentymentalny...

Wbijają się oczy żarłocznie,

jak ostrza w pierś nocy utkwione,

w warszawski wieczór milczący,

w miasto me zaciemnione...

A kiedy mam dosyć zapasu

na jutro, a może i więcej...

żegnam milczące miasto,

magicznie podnoszę ręce...

zamykam oczy i szepcę:

– Warszawo... odezwij się... czekam...

 

Wnet fortepiany w mieście

podnoszą milczące wieka...

podnoszą się same na rozkaz

ciężkie, smutne, zmęczone...

i płynie ze stu fortepianów

w noc... Szopenowski polonez...

Wzywają mnie klawikordy,

w męką nabrzmiałej ciszy

płyną nad miastem akordy

spod trupio białych klawiszy...

Koniec... opuszczam ręce...

wraca do pudeł polonez...

Wracam i myślę, że źle jest

mieć okno na tamtą stronę...

Władysław Szlengel

The Window to the Other Side

Translated to English by Katarzyna Naliwajek, November 2012

 

I have the window to the other side,

impudent Jewish window

to the beautiful Krasiński park,

where autumn leaves are drenched...

And I am not allowed to stand in the window

 (a very right ruling indeed),

Jewish worms... moles...

should and are to be blind.

Towards the grey-lilac evening

branches make a bow

and Aryan trees stare

into my Jewish grey-lilac window…

Let them sit in their pits, burrows...

eyes fixed on work

and away from looking

at their Jewish windows...

And me... when the night is falling...

to straighten and blur everything,

I am reaching the window in darkness

and I stare... voraciously stare...

and I am stealing the extinguished Warsaw,

its distant rustles and whizzes,

outlines of streets and houses,

stumps of its towers crippled…

I am stealing the City Hall’s silhouette,

Theatre Square is at my feet,

moon Wachmeister permits

Sentimental smuggling a bit...

As blades in night’s chest buried,

Voraciously my eyes strike,

the silent Warsaw evening, 

my city blackouted throughout...

And when the stock is sufficient

for tomorrow and maybe more...

I pay farewell to the silent city,

Magically I raise my hands...

I close my eyes and whisper:

– Warsaw... speak... I am waiting...

Soon pianos in the city

are lifting their silent lids...

raising themselves to the command

heavy, somber, fatigued...

and from hundred pianos drifts

into the night... a Chopinian polonaise...

The clavichords are calling me,

in anguish swollen silence

chords over the city are floating

from underneath dead-white keys...

The end... I lower my hands...

the polonaise is turning to chests....

I return and think that it is bad

to have the window to the other side...

 


ולאדיסלאב שלנגל

חלון הפונה לצד ההוא
תרגמה
 הלינה בירנבאום

יש לי חלון הפונה לצד ההוא

חלון יהודי מחוצף

המשקיף על פארק קראסינסקי הנהדר

שם עלי הסתיו נרטבים...

לפנות ערב אפור-סגול

הענפים משתחווים

ומביטים העצים האריים

בחלוני היהודי...

ולי אסור לעמוד בחלון

(זהו דבר בדוק) חרקים יהודיים... חפרפרות...

מנועים בהכרח מלראות.

ישבו במאורותיהם, בחורים.

עיניהם שקועות בעבודה

הרחק מחלונותיהם היהודיים

ואני... כשיורד הליל...

להשיב הכל ולטשטש

עץ לחלון בחשיכה

ומסתכל... כרעב מסתכל...

גונב את וארשה הכבויה,

רשרושים ושריקות רחוקות,

תוי בתים ורחובות,

גדמי ארמונות...

חומד במבטי את בית-העירייה

ככר התאטרון לרגלי,

ירח מגונן מתיר לי

אותה הברחה סנטימנטלית...

חודרות העיניים הרעבות

כלהב הנעוץ בחזה הלילה

מתוך ערב ורשאי שותק,

בכיכר עיר אפלה...

וכשרוויתי די

עד מחר, אול אף יותר...

אני ניתק מעיר שותקת

בכוח מאגי מרים ידי

עיני עוצם ולוחש:

- ורשה... השמיעי קול... אני מחכה...

 

מיד הפסנתרים בעיר

מכסיהם הדוממים

מתרוממים הם מעצמם לפקודה

כבדים, נעצבים, עייפים...

ומתוך מאה פסנתרים עולה

אל הליל... פולונז לשופן...

קוראים הקלאוויקורדים

אל השקט המעיק

מעל העיר מתנוססים אקורדים

מעל קלידים לבנים כמת...

הקץ... אני מניח ידיים...

שב אל קופסאות הפולונז...

חוזר וחושב כמה רע

כשחלונך פונה לצד האחר...

 

 

home

Władysław Szlengel

 

Telefon

 

Z sercem rozbitem i chorem,

z myślami o tamtej stronie

siedziałem sobie wieczorem

przy telefonie –

 

I myślę sobie: zadzwonię

do kogoś po tamtej stronie,

gdy dyżur mam przy telefonie

wieczorem –

 

I nagle myślę: na Boga –

nie mam właściwie do kogo,

w roku trzydziestym dziewiątym

poszedłem inną drogą –

 

Rozeszły się nasze drogi,

przyjaźni ugrzęzły w toni

i teraz, no proszę – nie mam

nawet do kogo zadzwonić.

 

A wieczór jesienny za szybą,

a wicher jesienny gna drogą

i myślę – chciałbym zadzwonić,

ale nie mam do kogo –

 

Biorę słuchawkę do ręki,

żałośnie chybocze się linka,

nakręcam numer znajomy,

odzywa się... zegarynka...

 

Przepraszam, czy mnie poznajesz,

pytam ściszonym głosem,

siódmego września przed laty,

zanim poszedłem na szosę,

 

Żegnając mój pokój o świcie,

wiedziałem, co się zaczyna –

i rzekłaś mi po raz ostatni,

że już jest szósta godzina...

 

A teraz, czy chcesz ze mną mówić,

bo mnie w gardle stoją łzy,

powiedz mi coś, zegarynko...

...dziesiąta pięćdziesiąt trzy –

 

Jak często musiałem życie

z tym głosem spokojnym spleść

– pamiętasz mnie, zegarynko,

– dziesiąta pięćdziesiąt sześć –

 

Dziesiąta pięćdziesiąt sześć,

chcesz – to będziemy wspominać,

w trzydziestym dziewiątym roku

wyszedłem teraz z kina –

 

– Dziesiąta pięćdziesiąt siedem,

wracałem do domu „Zerem”

z Chmielnej, z kina Atlantic,

z filmu z Gary Cooperem –

 

Na rogu Złotej gazeciarz

sprzedawał „Kurier Czerwony”,

na asfalt się kładły jak zorze

kolorowe neony –

 

„Zero” skręcało koliście

w serce miłego miasta

...czy mówisz coś, zegarynko?

– jedenasta...

 

Jeszcze się iskrzył Nowy Świat,

jeszcze na spacer parki szły,

jeszcze zapraszał Café Club

– jedenasta trzy...

 

W Quicku świeże parówki

i kolacyjny tłok,

gnały z Adrii taksówki,

z głośnika śpiewał Fogg.

 

Wracały do remizy tramwaje,

a nocne zaczęły wieźć,

która była mniej więcej?

– jedenasta czterdzieści sześć –

 

Jak dobrze się z tobą rozmawia

bez sporu, bez różnych zdań,

jesteś najmilsza, zegarynko –

ze wszystkich znajomych pań –

 

Już lżej teraz sercu będzie,

gdy wiem, że kiedy zadzwonię,

ktoś mnie spokojnie wysłucha,

choć jest po tamtej stronie.

 

Że ktoś to wszystko pamięta,

że wspólnie łączył nas los,

i mówić się ze mną nie boi,

i tak spokojny ma głos.

 

Już noc się jeszcze pluszcze

i wiatr nad murkami gna,

gwarzymy sobie, marzymy

zegarynka i ja...

 

Bądź zdrowa, moja daleka,

są serca, gdzie nic się nie zmienia,

za pięć dwunasta – powiadasz –

masz rację........... więc do widzenia.

 

 

home

Władysław Szlengel

 

Pomnik

 

Bohaterom – poematy, rapsody!!!

Bohaterów uczczą potomni,

na cokołach nazwiska ryte

i marmurowy pomnik.

 

Walecznym żołnierzom – medal!

śmierci żołnierskiej – krzyż!

Zakląć chwałę i mękę

w stal, granit i spiż.

 

Zostaną po Wielkich Legendy,

że tacy byli Ogromni,

mit zakrzepnie i – będzie

Pomnik.

 

A kto wam opowie, Przyszli,

nie spiż i nie mitu temat –

że Ją zabrali – zabili...

i że Jej nie ma...

 

Czy była dobra? – Nawet nie –

często się przecież kłóciła,

stuknęła drzwiami, burknęła...

ale – była.

 

Ładna? Nie była nigdy ładna,

nawet nim głowa się posrebrzyła.

Mądra? Ot, zwyczajnie, niegłupia...

No, ale... była.

 

Rozumiesz: była, a gdy Jej nie ma,

to każdy kąt tu oczy złe ma

i zaraz widać, że Jej nie ma.

 

Nie żeby wielkie słowo: Dom,

mój Boże, cóż to za gospodarstwo?!

            (nie byli z Warszawy)

mąż cały dzień w warsztacie,

syn – także miał gdzieś swoje sprawy,

pokoik często nie sprzątnięty

            (bo wodę z dołu przynosiła),

tak jakoś stały wszystkie sprzęty,

tak jakoś zegar uśmiechnięty,

no – była.

Była.

 

I cóż? Człowiek? Nie – nieważne –

statystyka żadna Jej nie wymieni,

dla świata, Europy mniej niż pyłek,

ważna to rzecz ten Jej wysiłek!

ale gdyś zbliżył się do sieni,

nim klamkę wziąłeś, nim drzwi pchnąłeś,

jakoś w powietrzu zapachniały

ni ciepła zupa, ni ręcznik biały,

tak jakoś ciepłość cię owiła,

no...

            była.

 

I wzięli.

Poszła, jak stała.

Od ognia.

Zupy nie zdążyli...

zabrali, poszła – nie ma,

zabili.

 

Wróci z warsztatu mąż,

usiądzie ciężko na stołku,

ręce opadną na podołku,

głową wodzi i patrzy.

 

Ognia nie ma pod blachą –

ścierka spadła i leży,

talerz na stole – brudno.

Nie wstaje. Pochyla się. Myśli.

Trudno.

            Nie ma.

 

Zje chleba i zupy z warsztatu

fabrycznej – obcej i marnej.

Je i patrzy:

            na półce milczący,

zimny i martwy Jej garnek.

 

Nie pójdzie już do warsztatu,

syn wróci z miasta zgłodzony,

w łóżko nie zaścielane

rzuci się w butach zbłoconych.

Nie uśnie.

Będzie patrzył i nie zapomni...

            Tam Matki wystygły g a r n e k –

            JEJ POMNIK...

 

The Monument

Full new version  & Hebrew

(Quoted from "Will This Date Be Noted? A Dialogue with the Memory of the Holocaust", Massua 1998 - Partial Translation)

To the heroes - poems, rhapsodies!!!
The heroes who the coming generation will honor,
On their tombstones they will engrave names,
And a monument of marble they will erect.
After the noble ones are gone, legends will remain
That they were giant,
The myth will become frozen in time - and turn into
A monument.
And who will tell you, the coming generations,
She was not still and not mythological -
She was taken away - they killed her.
And she is no more.
Do you understand: she was, and she is no more,
In every corner here - the evil eye,
Makes it abundantly clear, she was no more.
And what? A person? No - that is not important -
No statistic will distinguish her,
For the world, for Europe, she is less than a small breadcrumb,
What is important here - her efforts!
But when you were about to mount the stairs,
Before you pushed to open the door, before you even touched the doorknob,
You felt the scent in the air,
A hot soup, of a white hand towel,
As undefined warmth, enveloping,
You sigh...
She was,
But they took her away

Home

Władysław Szlengel:

 

Dzwonki

 

Na drzwiach wisiała kartka

czytelna tylko z bliska –

„Dzwonek czynny – proszę dzwonić”

i trzy nazwiska:

Do pani L. jeden raz,

do pana K. razy dwa,

a do doktora trzy razy...

 

Kartka taka wisiała,

żeby ludzie wiedzieli,

potem była selekcja

i – wzięli...

               tę panią L. (jeden raz)

               i pana K. (razy dwa),

               i tego doktora (trzy razy...).

 

Kartka „proszę dzwonić”

wisi na drzwiach,

a drzwi otwarte,

a za drzwiami – strach...

 

Nie ma klamek – szarpnięte,

gdy zastali zamknięte...

drzwi rozwarte na oścież,

czarni byli tu goście.

Porzucone w pośpiechu

rzeczy w dzikiej pogoni,

a na drzwiach wisi kartka

z nazwiskami i „...dzwonić” –

do pani L. jeden raz,

do pana K. razy dwa,

a do doktora trzy razy...

 

Przyszli nowi – sprzątnęli,

klamki nowe wprawili,

kartki ze drzwi nie zdjęli.

Zapomnieli.

 

Przyjdzie zmrok – szara pora,

coraz bliżej wieczora,

mrok z kątów się wyłania,

coś wygania z mieszkania...

 

Strasznie jakoś i mrocznie,

trupio, głucho, urocznie,

wieje śmiercią i złem –

Wiem:

Niech zadzwonią za drzwiami

jeden raz, dwa lub trzy,

cienie idą ścianami,

jakieś widma czy mgły.

 

To jest do mnie – to do mnie,

szepty snują się głuche,

tak się cieszą dzwonieniem,

wargi martwe i suche.

– Jeden raz – to jest do mnie!

może syn mnie odwiedzi...

– Teraz znowu dwa razy...

to są do mnie sąsiedzi...

 

Korytarzem bez światła

lokatorzy upiory – – –

...teraz dzwonią trzy razy...

to jest do mnie, to chory...

 

Już milczące szarpanie

tu przy klamce... przy ścianie,

już westchnienie i męka,

że bezsilna jest ręka,

że tak marom niełatwo

w korytarzu dać światło,

drzwi otworzyć... powitać,

ach, to wy... a co słychać?...

 

A w dzień spokój,

nikt nie czai się z wnęk...

O zmroku – – –

lęk...

Dzwonek.

               Idziesz...

zawsze potrącisz coś nogą...

strach...

               otwierasz drzwi – – –

               ...nikogo...

– to do nich...

(bo na drzwiach

wciąż kartka: Dzwonić...

               Do pani L. raz...

               do pana K. dwa...

a do doktora trzy razy...).

 

Home

Władysław Szlengel:

 

Rzeczy

 

Z Hożej i Wspólnej, i Marszałkowskiej

jechały wozy... wozy żydowskie...

               meble, stoły i stołki,

               walizeczki, tobołki,

               kufry, skrzynki i buty,

               garnitury, portrety,

               pościel, garnki, dywany

               i draperie ze ściany.

Wiśniak, słoje, słoiki,

               szklanki, plater, czajniki,

               książki, cacka i wszystko

               jedzie z Hożej na Śliską.

               W palcie wódki butelka

               i kawałek serdelka.

               Na wozach, rikszach i furach

               jedzie zgraja ponura...

A ze Śliskiej na Niską

znów jechało to wszystko.

               Meble, stoły i stołki,

               walizeczki, tobołki.

               Pościel, garnki – psze panów,

               ale już bez dywanów.

               Po platerach ni znaku

               i już nie ma wiśniaków,

garniturów ni butów,

i słoików, portretów.

Już zostały na Śliskiej

drobnosteczki te wszystkie,

w palcie wódki butelka

i kawałek serdelka.

Na wozach, rikszach i furach

jedzie zgraja ponura.

Opuścili znów Niską

i do bloków szło wszystko.

               Nie ma mebli i stołków,

               garnków oraz tobołków.

               Zaginęły czajniki,

               książki, buty, słoiki.

               Poszły gdzieś do cholery

               garnitury, platery.

               Razem w rikszę tak wal to...

               Jest walizka i palto,

               jest herbaty butelka,

               jest ogryzek karmelka.

               Na piechotę, bez fury

               idzie orszak ponury...

Potem z bloków na Ostrowską

jedzie drogą żydowską

               bez tobołów, tobołków

               i bez mebli czy stołków,

               bez dywanów, czajników,

               bez platerów, słoików,

               w ręce z jedną walizką

               ciepły szalik... to wszystko,

               jeszcze wody butelka

               i chlebaczek na szelkach,

               depcząc rzeczy – stadami

               nocą szli ulicami.

A z Ostrowskiej do bloku

szli w dzień chmurny o zmroku –

               walizeczka i chlebak,

               więcej teraz nie trzeba –

               równo... równo piątkami

               marszem szli ulicami.

Noce chłodne, dni krótsze,

jutro... może pojutrze...

na gwizd, krzyk albo rozkaz

znowu droga żydowska...

                               ręce wolne i tylko

                               woda – z mocną pastylką...

               Od Umszlagu wzdłuż miasta,

               hen, aż do Marszałkowskiej,

w pustych domach narasta

życie, życie żydowskie.

W porzuconych mieszkaniach

narzucone tobołki,

garnitury i kołdry,

i talerze i stołki,

tlą się jeszcze ogniska,

leżą łyżki bezczynne,

tam rzucone w pośpiechu

fotografie rodzinne...

Książka jeszcze otwarta,

list z półzdaniem... „Niedobra”,

szklanka wciąż nie dopita

oraz karty z pół robra.

Wiatr przez okno porusza

rękaw zimnej koszuli,

leży kołdra wgnieciona,

jakby ktoś się w nią wtulił,

leżą rzeczy bezpańskie,

stoi martwe mieszkanie,

aż pokoje zaludnią

nowi ludzie: Arianie...

Zamkną okna otwarte,

zaczną życie beztroskie

i zaścielą te łóżka

i te kołdry żydowskie,

i koszulę upiorą,

książki włożą do półki,

szklankę kawy wyleją,

robra skończą do spółki.

Tylko w jakimś wagonie

pozostanie to tylko:

Nie dopita butelka

z jakąś mocną pastylką...

A w noc grozy, co przyjdzie

po dniach kul oraz mieczy,

wyjdą z kufrów i domów

wszystkie żydowskie rzeczy.

I wybiegną oknami,

będą szły ulicami,

aż się zejdą na szosach

nad czarnymi szynami.

Wszystkie stoły i stołki,

i walizki, tobołki,

garnitury, słoiki,

i platery, czajniki,

i odejdą, i zginą,

nikt nie zgadnie, co znaczy,

że tak rzeczy odeszły,

i nikt ich nie zobaczy.

Lecz na stole sędziowskim

(jeśli tertis victi...)

pozostanie pastylka

jako corpus delicti.

 

 

Home

Władysław Szlengel:

 

Za pięć dwunasta

 

Nam schodzić nie kazano.

Pod strych, jak koty – po szczeblach drabiny

Przeskakiwaliśmy w pocie i w strachu.

Czekamy na noc – od szóstej rano,

My, co trawimy rozpacz godziny

W lochach skuleni – plackiem na dachu.

 

Na dachu z twarzą martwą i bladą

Schował się brat – taki drżący Żyd,

Co chciałby zniknąć pod cieniem komina...

Szczęśliwy – zdążył tuż przed blokadą!

Ciągnie się, wlecze leniwy świt,

W pogrzebie lat. Ósma godzina.

 

Ósma godzina. Zdolnaż jest myśl

Objąć i zgłębić pełznący czas,

Co bije w mózgi ukrytych na szczycie...

Chwila – i wiek. – Wczoraj, jak dziś,

Ale i wielki Jutra Blask

Ludzi – Wolnych do Życia.

 

Dziewiąta godzina – obłęd i męka,

O pierwszej – serce z piersi wyskoczy,

Minuta wieczności – w rozbłysłej nadziei.

Zaczarowani w piwnicach, we wnękach

Tropią smutne, wyblakłe oczy,

Czy nic się wokół nie dzieje?

 

Dzieją się rzeczy, o których nie śnili

Mędrcy Kaźni – Inkwizytorzy,

W najwymyślniejszej stosu torturze –

Żywe kamienie, któż by się silił

Z was, co w nieznanej przyjdziecie porze

Wchłonąć bezwład przykutych do łóżek?

 

U łóżek węzgłowia czai się zmora –

Sygnał klaksonu; Ge-Sta-Po tu!

Do bram po schodach, w drzwi zapukali

Czarni – ludzi szukają po norach,

I to przeciągłe, żałosne: U-hu!

Krzyk i wycie szakali.

 

Szakale w pobliżu, czyhają gdzieś

I węszą, i śledzą – świdrują oczy,

Bzykają kule – osy uparte...

My nie damy się zdeptać i zgnieść!

Pijany, chwiejąc się – z jamy wyskoczył

Ojciec. Poszli, wpół do czwartej.

 

Stójże, z dołu gwizdek znajomy –

Dokąd nieszczęsny idzie – Słyszysz?

Baczność – dozorca ostrzega w bramie,

Wracaj – za wcześnie do domu!

Twój to jęk skamieniały wśród ciszy?

Za-bi-ty. Na progu – Ojciec? Nie – Kłamiesz!

 

Nie kłamiesz i ty, co matkę mą widzisz,

Gdy stygnie, zamiera – szkli jej się wzrok.

Patrz na niemowlę przebite od kul...

Że pod trupami chowani Żydzi,

Żywi – Sekunda dłuży się w rok –

Zemstę dostaną – ziemi tej – sól.

 

Sól. I serce zaprawiam piołunem

Krwi Kainowej – za padłe miliony

Narodu. Która godzina?

Gdybym władał słowo-piorunem,

Nie udźwignęłyby wasze wagony

Nawet jednego słowa – przeklinam!

 

Przeklinam za tych, co klnąć już nie mogą,

I za tych, co nie usłyszą pobudki

Pieśni wolnych nad murem miasta,

Gdy wołać będzie: O, bogom równi,

Powstańcie do czynu – z rozpaczy i smutku!

Zbliża się czas – za pięć dwunasta.

Selected Poems II (Polish & Hebrew)

Selected Poems III (Polish & Hebrew)

Selected Poems IV (Polish & Hebrew)

Clarifications

What I Read to the Dead (Polish)

What I Read to the Dead (Hebrew)

What I Read to the Dead (English)

What I Read to the Dead (English -  in Kobos Web Site "SHOAH")

Back to Władysław Szlengel Web Page

Last updated on April 5th, 2013  - first posted in April 2003

Home

My Israel

Father

Album

Gombin

Plock

Trip

SHOAH

Communities

Heritage

Searching

Roots

Forum

Hitachdut

Friends

Kehilot

Verbin

Meirtchak

Treblink

Bialystok

Halina

Chelmno

Mlawa

Testimonies

Personal

Links

Guest Book

WE REMEMBER! SHALOM!