PASZPORTY i MOJE ZYCIE...

                                                                            ( Paszporty... w historii mojego zycia)

 

By June Friedman

 

Wczoraj otrzymalam moj nowy paszport. Od roku 1975 jest to juz moj piaty paszport.

I to mi dalo do namyslu ( szczegolnie gdy ogladam moje zdjecia ) jak bardzo moje zycie sie zmienilo w ciagu tych ostatnich 29 lat .

 

Wszystko zaczelo sie gdy zapisalam sie do Miedzynarodowego Klubu Filatelistycznego i zaczelam wymieniac znaczki z kolekcjonerami z calego swiata. Stas K. byl jednym z nich ,. i bardzo zainteresowal sie moim zyciem ,  w Stanach Zjednoczonych, a takze przed wojna i podczas wojny. Stas z rodzina mieszkal w Polsce. Po kilku latach , moj maz Max i ja, zaprosilismy Stasia do nas na 3 tygodnie. W czasie wizyty  rozmawialismy takze o Polsce, za ktora zawsze bardzo tesknilam i Stas zaprosil mnie do siebie, co zawsze bylo moim marzeniem, ale nie mialam okazji tego zrealizowac.  I tak rozpoczely sie moje podroze do Polski.

 

Opuscilam Polske zaraz po wojnie, mieszkalam 4 lata w Niemczech i 11 lat w Izraelu zanim osiedlismy sie na dobre (i na zle... )  w Stanach. Po przybyciu do Ameryki bylismy zajeci naszym nowym zyciem, urzadzeniem sie, wychowaniem dzieci, budowaniem domu,  ale gleboko w moim sercu zawsze chcialam chocby jeden raz jeszcze odwiedzic moja ojczyzne. Wiec gdy Stas mnie zaprosil, byla to moja okazja zeby skorzystac z jego i Tereni gosciny.  Ku memu zaskoczeniu Max mnie nie staral sie powstrzymac, mimo ze pierwszy raz mialam wyruszyc sama, pierwszy raz podroz w samolocie i musze przyznac , ze nie bylam pewna czego moge sie spodziewac i co tam zastane. Trzydziesci lat to dlugi okres czasu, wiec bylam wystraszona i zdenerwowana , co uwidocznilo sie  na paszportowym zdjeciu. Paszport byl wazny 5 lat.

 

We wrzesniu 1975 roku wsiadlam do samolotu i z bijacym sercem wyruszylam w moja pierwsza podroz. Bylam cala droge bardzo podniecona , ze znowu uslysze ojczysta mowe , i zobacze moj  kochany Krakow,  Zuzie i Filipa ( ludzi , ktorzy w czasie wojny uratowali mi zycie)  i bede znowu w Polsce. Bardzo obawialam sie jednak rozczarowan , ale szczesliwie wszystko przeszlo bez zgrzytow i tylko same przyjemnosci na mnie czekaly.

 

Bylam w Warszawie, w Zakopanem, chodzilam do teatru i czulam sie wysmienicie.

U Filipa i Zuzi spedzilam tydzien. Wszystkie wspomnienia wrocily , mimo ze mieszkali teraz w Przemyslu, bo opuscili Boryslaw wraz z innymi repatriantami , ktorzy chcieli mieszkac w Polsce, a nie na Ukrainie. U Zuzi i Filipa czulam sie znowu mala dziewczynka. Filip chodzil za mna caly czas powtarzajac ze zdziwieniem : "dorosla kobieta! "... A Zuzia gotowala i piekla moje ulubione dania ,o ktorych ja juz nie pamietalam , ze je lubie i dopiero jedzac je przypomnialo mi sie.

Zrobilismy w miescie wspolne zdjecie i po tygodniu trzeba bylo sie rozstac. Bylo to nasze ostatnie spotkanie.  Po kilku latach oboje zmarli.

 

Moja nastepna podroz odbyla sie w 1977 roku , poniewaz uzalalam sie , ze moja pierwsza wizyta przeszla za szybko i w ciagu trzech tygodni nie moglam "wchlonac" wszystkich dzwiekow i widokow. Co bylo prawda. Nie bylam przygotowana na tyle wrazen i emocji.

Nie wiedzialam wtedy , ze czlowiek nie moze przygotowac swoich uczuc i ze nigdy nie bede na to przygotowana. 

 

Tym razem poznalam Jozefine  ,  dzieki ktorej mialam okazje zwiedzic takze Warszawe , przynajmniej Srodmiescie .. Jozefina musiala pracowac, ale dala mi nadzwyczajne wskazowki i moglam sobie wedrowac calymi dniami po miescie , znajdujac rozne nowe zakatki warszawskie  miejsca jak: muzea , galerie, restauracje z polskimi daniami, parki, sklepy,  teatry i kina.

Bylam bardzo szczesliwa , spokojna ,  beztroska.

Byly tez wspaniale chwile gdy ogladalam napisy polskie , slyszalam polski jezyk, jezyk mego dziecinstwa, tak juz odlegly, ze w domu czesto zastanawialam sie ,  czy to wszystko naprawde kiedys bylo...

 

Bylam bardzo wdzieczna Maxowi i Dzieciom , ze pozwolili mi na ta podroz. A przeciez wiedzialam , ze jest im tam samym nielekko beze mnie.  Nigdy nie bylam egoistka, ale gdy chodzi o moje podroze do Polski , jestem bardzo samolubna i chce tam byc sama ze soba i moimi wspomnieniami.

 

Jednak pod koniec tej podrozy mialam bardzo przykry incydent. Kupilam w Polsce skorzana kurtke i gdy przybylam na lotnisko na Okeciu, celniczka nie pozwolila mi jej  zabrac i, gorzej, kazala mi sie rozebrac i kilka razy przeszukiwala pilnie mnie i moja odziez co nagle przywrocilo mi  w pamieci moj pobyt  w Gestapo... I gdy tak nie dawala mi spokoju , powiedzialam jej to, co mialam na mysli , a takze zapytalam czego ode mnie chce , czy moze nie podoba jej sie moje nazwisko ? Zrozumiala w mig o co mi chodzi,  szybko ostemplowala mi paszport  i przepuscila na druga strone do poczekalni.  Rozplakalam sie gorzko , gdy sie tam znalazlam i nie moglam przestac.

 

 Tak tesknilam za moja Ojczyzna , cieszylam sie tym przyjazdem a teraz jedna kulawa celniczka zepsula wszystko! Ale powiedzialam sobie, ze nie pozwole jednej komunistce mi tego zepsuc i odebrac moich serdecznych doznan!  Moja tesknota do tych miejsc jest wieksza  i silniejsza od zlej woli jakiejs celniczki!   I ona nie przeszkodzi  mi tutaj wrocic!

 

Wiec gdy wrocilam do domu zaczelam odrazu odkladac na ten cel pieniadze, tak jak Max mnie tego nauczyl, marzac , ze  znowu wybiore sie tam w 1979 roku. I tak sie stalo.

Byla to chyba najlepsza moja podroz , ale nie obeszlo sie bez przygod... Obok mnie w samolocie siedziala kobieta z malym dzieckiem, ktore sie ciagle wiercilo i krecilo.

W pewnym momencie  ten chlopczyk wylal na mnie goraca kawe. Natychmiast steward przybiegl , przyniosl sode do wyczyszczenia moich spodni , kazal zabrac moje rzeczy i przeniosl mnie do pierwszej klasy -  jedyna moja szansa zobaczenia jak podrozuja ludzie bogaci....

 

Luksus tam byl ogromny, wszystkie wygody , ktore mozna sobie wyobrazic ! Nawet jedzenie bylo znacznie lepsze i stewardesa przynosila co kilka minut cos innego.  Wreszcie , jak na moj gust, bylo tego troche za duzo. Lubie gdy mnie zostawiaja w spokoju.  Ale musze przyznac , ze przylecialam wypoczeta i po wzieciu kapieli bylam gotowa do rozmowy i nawet do pojscia do teatru z Jozefina i Stasiem K., bo oni mieli bilety , wiec pojechalismy do miasta.  Caly czas mego pobytu byl wspanialy !

 

Pogoda byla sloneczna i ciepla  jak na wrzesien. Poznalam wielu bardzo milych , interesujacych ludzi i wrocilam do domu znowu pelna wrazen, majac nadzieje ze za dwa lata bede mogla znowu przyjechac. Niestety, w Polsce w 1981 roku wybuchl stan wojenny i moje plany tym razem nie daly sie zrealizowac.  W roku 1983 uspokoilo sie na tyle , ze moglam  znowu myslec o podrozy do Polski.

 

W miedzyczasie poznalam listownie filatelyste z Warszawy i on takze przyjechal  samochodem na lotnisko,. wiec czekaly na mnie cztery osoby : Stas, Jozefina, Jerzy,  ( przyjaciel Jozefiny) i pan P.  Wszyscy chcieli mnie odwiezc  , ale w koncu zostalo rozstrzygniete , ze tego dnia jade do Jozefiny, a nazajutrz  przyjdziemy ze Stasiem do pp.P. na obiad. Po obiedzie zabrali nas samochodem do Plocka  , gdzie obchodzono 750 lat  powstania tego miasta i prezentowali tam takze piekna wystawe filatelistyki.

 

Byl to naprawde wspanialy dzien!  Reszta mego pobytu takze byla bardzo udana. I  w koncu moglam poznac mego jedynego zyjacego kuzyna w Krakowie!   Byl to pisarz, Henryk Vogler, z zona Roma , ktora zaopiekowala sie mna w Krakowie i oprowadzala mnie po roznych historycznych miejscach: Bylysmy na Wawelu, zwiedzalysmy Kazimierz,. kiedys zydowska dzielnice, ktora do dzisiaj jeszcze nosi  zydowskie nazwy ulic i co roku tutaj odbywaja sie Festiwale Kultury Zydowskiej ,  na ktore przyjezdzaja uczestniczyc w nich ludzie z calego swiata, nie tylko  z Polski. Turysci zwiedzaja synagoge i cmentarze zydowskie (sa tam dwa ), muzea, ksiegarnie, restauracje zydowskie, kawiarnie i td. Ja pamietam te ulice dobrze, bo moja rodzina mieszkala na Starowislnej przed wojna.

 

Z tej sentymentalnej podrozy zostaly drogie memu sercu wspomnienia i zycie wydawalo mi sie dobre. Jednak w nastepnym roku wszystko obralo inny obrot i zmienilo sie na gorsze.

 

W sierpniu 1984 nasz syn niespodziewanie zachorowal i po dwoch tygodniach badan lekarze stwierdzili , ze ma nowotwor na jelicie i trzeba natychmiast operowac. Byl to straszny szok dla calej naszej rodziny ,  ale mielismy nadzieje , ze wszystko skonczy sie pomyslnie, bo byl to zawsze zdrowy chlopak. Operacja sie udala i po 2 latach chemioterapii wyzdrowial. Ja natomiast nie moglam sie uspokoic po tym przezyciu i zaczely sie problemy z zoladkiem . Nie moglam niczego jesc, w koncu lekarze , po roznych badaniach, stwierdzili , ze mam gorna przepukline i soki zoladkowe przechodza do przelyku. Nie ma na to rady oprocz lekarstw, spania wysoko na poduszkach i nie spozywania niczego 4 godziny przed snem.

 

Byl to bardzo trudny okres dla nas, ale Max mi jakos pomogl z tym zyc. Widzac jednak jak ja sie mecze , zaproponowal mi  , zebym znowu pojechala do "domu", co oznaczalo podroz do Polski, ktora zawsze dzialala na mnie uzdrawiajaco.

 

 Podalam prosbe o moj trzeci paszport, ktory teraz byl wazny na 10 lat. We wrzesniu 1985 spakowalam sie wiec znowu na moja podroz do "domu". Jozefina przeprowadzila sie, do lepszej dzielnicy blizej centrum miasta, do pieknego,  duzego , slonecznego mieszkania , na szostym pietrze, z balkonem i widokiem na miasto.. Uwielbialam stac na jej balkonie i ogladac okolice ! Codziennie robilam to rano i wieczorem ,  i ogarnial mnie przy tym taki spokoj i zadowolenie!

 

Jozefinie powodzilo sie teraz duzo lepiej materialnie, byla profesorem na uniwersytecie warszawskim , pracowala  takze dla Sejmu i Radiofonii , co dawalo dodatkowe dochody.  Byla i jest  zawsze bardzo pracowita i obowiazkowa.

 

Zycie tam nadal bylo bardzo tanie dla mnie i czulam sie bogata wydajac pare dolarow dziennie. Obiad w bardzo eleganckiej restauracji kosztowal $2.- bo dolar nadal byl bardzo mocny wtedy.  Ludzie zarabiali w tym czasie $20 - na miesiac.

 

Gdy bylam w Krakowie , zaprosilam Pawla i jego zone (syna i synowa mojego kuzyna ) do bardzo eksklusywnej restauracji w Krakowie, do "Wierzynka ", gdzie tylko ludzie bardzo bogaci i glowy koronowane goscili.. Zjedlismy wspanialy obiad, Pawel wypil kilka piw i wszystko kosztowalo mnie $8.- z napiwkiem ! Trudno dzisiaj uwierzyc, ze tak bylo wtedy !   (Gdy dalam na lotnisku bagazowemu $5.- napiwku to mnie pocalowal w reke.)  Dzisiaj nie mozna zamowic w restauracji , jak "Wierzynek" niczego za mniej niz $100.- . Wiec to co uzylam wtedy, jest moje i ciesze sie , ze skorzystalam z okazji , zeby to wszystko zobaczyc i przezyc.

 

Spedzilam z Krakowie kilka tygodni i bylam szczesliwa. Atmosfera jest zawsze tam urocza .To miasto dziala na ludzi w specyficzny sposob: tak na tubylcow, jak i na gosci z innych miast i z calego swiata. To wszystko jest pelne historii i zauracza ludzi. Wszyscy   ktorzy sie tam zatrzymuja odczuwaja to . Jezeli ktos jest w Polsce z zagranicy, musi koniecznie odwiedzic  Krakow i nigdy nie wyjedzie rozczarowany.

 

Moje nastepne trzy podroze byly bez szczegolnych wydarzen. Ale nastepna tragedia rozwijala sie juz.

 

W 1992 roku nasza corka  otrzymala  okrutna diagnoze: nowotwor jelita. Znowu !  I co gorsze jej nowotwor byl agresywny. Mimo trzech operacji i czterech chemioterapii oraz najlepszych lekarzy, nikt nie mogl uratowac jej zycia.

 

Czwartego lutego 1994 bl. p. Doris opuscila nas na zawsze. Bylismy zdruzgotani, a  nasze serca zostaly rozdarte na zawsze. Nie ma wiekszego nieszczescia dla rodzicow niz utrata dziecka. Probowalam jakos wszystko zrozumiec i uspokoic Maxa, ale dla mnie samej bylo to niemozliwe .Wydawalo mi sie , ze moje zycie jest skonczome i ze nie dam rady dalej borykac sie z losem.

Gdy zadzwonilam do Jozefiny  , zeby ja zawiadomic co nas spotkalo, Jozefina powiedziala : "wiesz , ze Twoja pomoc jest tutaj, w Polsce". Wszyscy czekamy tutaj na Ciebie". A Terenia dodala: "czekamy tu na Ciebie z otwartymi ramionami i otwartym sercem. Musisz przyjechac !" Max takze tak myslal. A ja zawsze mialam jakis instynkt samozachowawczy i dlatego widocznie nadal tu jestem....

 

W pazdzierniku 1994 otrzymalam moj czwarty paszport i znow wyruszylam w droge. Byla to moja osma podroz i bylam wdzieczna , ze moge na troche wyjechac od tego wszystkiego. Nie wiedzialam wtedy , ze wlasciwie nie mozna uciec od samej siebie, ani od swego przeznaczenia.

 

Znowu bylo kilka osob oczekujacych mnie na lotnisku a wsrod nich byl Piotrus, syn Stasia i Tereni, ktory przyjechal z uczelni , zeby zostac ze mna , bo Jozefina miala jakas konferencje. Zrobil nam kanapki i herbate , i chcial uslyszec wszystko o Doris, co chcialabym opowiedziec. Bylam tym zaskoczona , ze on byl taki wyrozumialy, poniewaz Piotrus byl mlody, byl jedynakiem i wydawalo sie , ze jest tylko soba zaobsorbowany. Pozniejsze lata pokazaly , ze jest on odpowiedzialnym czlowiekiem, teraz takze dobrym mezem i ojcem.

 

W nastepne dni Jozefina zabrala mnie do wielu interesujacych miejsc odwiedzanych przez turystow ,  a pod koniec tygodnia Jozefina i Jerzy zabrali mnie swoim samochodem do Starachowic , gdzie mialam umowionego dentyste. Po kilkudniowej wizycie u Stasiow  wrocilam do Krakowa . Trudno jest mi teraz to wszystko przypomniec sobie, bo zawsze wracam do tych samych miejsc i po latach wszystko sie miesza, ale mam zdjecia ktore mi przypominaja kiedy cos bylo i gdzie.

 

Ta podroz rzeczywiscie byla dla mnie uzdrawiajaca. Bylam caly czas wsrod ludzi dla mnie oddanych i bliskich , i nie mialam czasu myslec o niczym innym. W dzien mego odlotu Jozefina takze wybierala sie ze mna na lotnisko, tym razem jako pasazerka, bo leciala do Kanady na konferencje, wiec bylysmy w tym samym czasie na lotnisku.

Moglam takze zabrac ze soba moja pierwsza publikacje, zeby pokazac rodzinie i przyjaciolom, za ktora dostalam $50.- honorarium.

 

Wszystko to bylo jak balsam na moja obolala dusze. Spokojniejsza wrocilam do domu zeby dalej stawic czola memu przeznaczeniu.

 

Jak to zwykle u mnie bywa , moje zycie nie moglo sie obyc bez wzlotow i upadkow.

W 1995 roku mialam nastepna operacje . Tym razem usuniecie macicy.

Wiec znowu operacja ! Po rekuperacji koniecznie wyjazd do Polski.

 

W czerwcu 1996 bylam znowu w drodze , zeby uzyskac spokoj i zdrowie psychiczne.

W Krakowie Roma zalatwila mi bilety do teatru na caly tydzien mego pobytu a ostatni wieczor poszlam do kawiarni, naprzeciw domu moich kuzynow, zeby uslyszec spiewu Slawy Przybylskiej, ktora tym razem spiewala zydowskie piosenki, po zydowsku !

Byla to kawiarnia na Kazimierzu, gdzie przyjezdzaja turysci , zeby posluchac wlasnie zydowskich piesni i nasiaknac zydowskim folklorem. Zrobilam kilka zdjec na pamiatke i wieczor byl naprawde bardzo mily.

 

Jednak to nie byla ostatnia niespodzianka , bo w Warszawie czekala na mnie nastepna .

Jozefina mi powiedziala , ze mam umowiona wizyte na wywiad z dziennikarzem z radia , ktory chce ode mnie uslyszec historie mojego ocalenia w czasie Drugiej Wojny Swiatowej.

 

Byl to bardzo udany urlop i bardzo mile  spedzilam tam czas, wracajac do domu z lzejszym sercem.

 

Oczywiscie, jak to zwykle w moim zyciu, za wszystkie przyjemnosci trzeba zawsze drogo zaplacic. Po kilku miesiacach Max zaczal sie skarzyc  ze ma bole w boku i lekarze nie mogli ustalic , co mu jest. W koncu po dlugim czasie i badaniach okazalo sie , ze ma duzy guz kolo nerek. Nowotwor! Nie bylo na to rady , bo guz byl za blisko roznych organow i tylko operacja mogla pomoc. Ale operacja nie pomogla i guz wrocil po 3 tygodniach.

 

Dnia 20 marca, 1997 roku moj ukochany i kochajacy bl. p. maz odszedl od nas na zawsze.

 

Ile razy mozna przechodzic te straszne choroby i tracic kochajacych ludzi ?! Widocznie mozna wiele razy. Zostalismy z synem sami. Eric i ja. Musielismy zrobic sami wszystko jak mozna najlepiej..

 

Zycie znowu odwrocilo sie przeciw nam ! Taki jest moj los.

Musialam znowu udowodnic, jak tyle razy przedtem, ze jestem niezniszczalna. Coz innego moglam zrobic? Ludzie mowia ze jestem dzielna. Nie mam innego wyjscia.

 

Wiec znow bilety lotnicze i znowu ucieczka, zeby sie otrzasnac.  Tym razem moja przyjaciolka z Izraela, Pola, specjalnie przybyla do Polski , zeby sie ze mna spotkac w Krakowie i razem wyjechalysmy na 10 dni do Krynicy.  Moje nerwy byly poszarpane i wlasnie tego potrzebowalam. Po tej kuracji znowu moglam jesc potrawy , ktorych od lat nie moglam jesc. Pan Bog sie znowu ulitowal nade mna.

 Powtorzylam to jeszcze dwa razy, co mi naprawde pomoglo

 

Po powrocie do domu znowu grom z jasnego nieba. W 2001 roku, przy rutynowym badaniu piersi znalezli raka prawej piersi. Po wielu badaniach i konsultacjach wkoncu nastepna operacja. Zdjecie prawej piersi.. W drodze do domu pomyslalam sobie : WYSTARCZY!... Poddaje sie i koncze. Moge to zrobic w garazu, zamknac drzwi i zapalic silnik samochodu. Nikt ze mna nie mieszka, wiec nikogo nie narazam. .

Ale jak moge to zrobic wlasnemu synowi ?

 

Wiec musialam przejsc przez  ta cala procedure. Jednak lekarz po operacji powiedzial mi ze nie musze nic wiecej robic, tylko badac sie co roku i ze chemia jest niepotrzebna.  Rak byl w poczatkowym stadium wiec widocznie Pan Bog jednak sie nade mna zlitowal.

Po operacji , infekcja, pielgniarki dojezdzajace, codzienne wizyty u lekarza , zeby mogl wyciagac ciecz z rany , gdzie byla infekcja, ale jakos wszystko przeszlo dobrze.

Jezeli dobrze mozna nazwac  to co przezywa kobieta , ktorej zdjeli piers.  Ale narazie jest dobrze, bo przeciez ciagle zyje.  Niestety, zanim mialam czas odetchnac Eric potrzebowal operacji ( po 17 latach od tej pierwszej ) na jelito. Nie wiem jak ja to przezylam. To byl prawdziwy cud , ze wszystko przeszlo pomyslnie.  I czy mozna sie dziwic , ze teraz jestem klebkiem nerwow ? Nigdy wszak nie jestem pewna nastepnej godziny.

 

Kolejna podroz odbyla sie w maju 2002. Nie wiem naprawde czy moglabym to wszystko przezyc bez tych moich  wizyt w Polsce. Jest to moj ratunek po prostu.  Tylko , ze lata uciekaja i jak dlugo bede mogla jeszcze jezdzic ? Te dlugie podroze sa bardzo meczace. Ale ciezko mi jest dobrowolnie rezygnowac z nich.. Wiec jednak moze  jeszcze ?

 

Odnowilam wiec piaty paszport  i to jest historia moich pieciu paszportow.

Dwadziescia dziewiec lat zycia, niektore marzenia i nadzieje sie spelnily , inne juz nigdy sie nie spelnia... Ale chce pamietac te dobre i przyjemne przezycia ,  rozmyslac o nich.

Inaczej nie warto zyc wogole.

 

Jeszcze ciagle patrze w przyszlosc z nadzieja , cokolwiek jest mi przeznaczone..

 

August 22, 2004

 

 

 

 

U.S.A.

 

 

 

June Friedman:  Under Providential Guidance   June Friedman: „POD OPIEKĄ OPATRZNOŚCI”

 

June Friedman: Without You

 

June Friedman: among the Souvenirs (a Poem for Max)

 

June Friedman: Translation of Halina Birenbaum's Poems Book:  Sounds of a Guilty Silence

 

Contact June Friedman by Email:  mailto:junef19 at earthlink.net (replace "at" by @ to avoid spam)

 

 

Last updated September 14th, 2006

 

Home

My Israel

Father

Album

Gombin

Plock

Trip

SHOAH

Communities

Heritage

Searching

Roots

Forum

Hitachdut

Friends

Kehilot

Verbin

Meirtchak

Treblink

Bialystok

Halina

Chelmno

Mlawa

Testimonies

Personal

Links

Guest Book

WE REMEMBER! SHALOM!