Only a Bath!... 
Polish | Hebrew | German

 

הלינה בירנבאום

 

רק למקלחת...

מספר זכרונותי "כל יום שהוחזר", ZNAK 1998

 

לאחר חודשים של מתחים במחבואים תת-קרקעים בגטו, אחרי ציפיות לגרוע ביותר, המקפיאות את הדם בוורידים, הידיעות והארועים הנוראים מכל, אחרי התפילות הלוהטות להצלה ותקוות שנמוגו – התעוררות במלכות המוות. ההמונים שהושלכו מרכבת משא אחרי נסיעה סיוטית מהאומשלגפלץ, קרובים, מכרים, שכנים נעלמים איפשהו במקום לא נראה, מכוסה תעלומה אפילה – והם לא חוזרים.

 

לחשים מפחידים, ניחושים זוועתיים, אי בטחון של כל צעד ורגע – של כל נשימה. מחנה כלשהו מופיע מרחוק. כמה טוב שזה לא טרבלינקה! – אשליה רגעית והקלה. זאת אומרת שלא הורגים כאן, מפרשים בלהט... והיכן נעלמו כל אלה שנקרעו מאתנו?!

 

כענן שחור של אבן, לוחצת מעל הכל השאלה הנוראה, שהיו מעדיפים לא לדעת את התשובה עליה כדי להמשיך באשליה שהם חיים באיזה מחנה אחר... בכל זאת התשובה העוינת תלויה באויר, אנחנו מרגישים אותה, כמו חיות המריחים ממרחקים שריפת יער, סכנת מוות. שמועות נוחתות על הנשמות תוך צל כבד של מודעות על כך, שלא רחוק מכאן מאחורי גדרי התיל ישנו תא-הגז וקרמטוריום. גם כאן. לא רק בטרבלינקה.

 

ימים חולפים בעינויים, כל אחד גרוע מקודמו. פחד, רעב, לכלוך, קור או להט השמש ותמיד אותם בגדים עלובים. מחלות, עבודת פרך, מכות, איימה – ותקוה קלושה להשרדות, למרות הכל. מפקדים, עמידות ללא קץ לפנות בוקר ובערב אחרי העבודה, סלקציות, מיון, טרנספורטים לחיים – טרנספורטים למוות.

 

ולפתע, יום אחד, פקודה במפקד: לא להתפזר, להסתדר בטור בחמישיות! כפור נשפך בעצמות. למקלחת! – צורחות הקפא. הכפור נסוג לרגע. אולי זאת באמת מקלחת? יתנו פעם להתרחץ באמת? האיצו אותנו. תחת ליווי של הקפא. בכיוון המקלחת קרוב לוודאי. בראש לא מפסיק לקדוח שמקלחת כאן פירושו פשוט - מוות.

 

צהרים מאוחרים, שתופי שמש. קיץ, ירק, כחול שמים אינסופי, נפלא, בהירות ושקט. יום יפה, נורמאלי, חמים, כמו רבים אחרים בקיץ. לא נשמעות יריות, פצצות – מלחמה. בתוכנו ובאויר סביבנו מתח בלתי ניתן לתיאור! אנחנו נושמים בשאלה בלעדית: לאן באמת?!

 

הולכים בשמש הזאת, מסה צפופה, אחידה בשורות ישרות שנספרו, מחוברים כולם באותו גורל עצמו הבלתי נמנע. אנחנו צועדים בתוך הבהירות הזאת המקסימה והשקט המרומם שמחבק את הטבע סביבנו – אבל מרגישים בבירור עד כאב, שאנחנו כבר לא שייכים לכל אלה. מרחב ירוק הטובע בשמש – ובשבילנו קיים רק כיוון אחד ויחיד, אין שום מרחב אחר מזה שבו אנחנו צועדים ומזדקנים בעשרות שנים בכל צעד הבא. אי אפשר לסגת לאחור, לזוז הצידה – רק קדימה, קדימה לאותו מקום מסתורי, סופי!

 

עוצמה של טבע – וגודש חוסר כוח וחוסר אונים מוחלט שלנו. איזה מבנה מצטייר, איזה ריח מתקתק. לחישת תופת – זה כאן?! כאן אבדו לנצחים כל אלה שהגיעו אתנו הנה ולא הגיעו למחנה – כל אלה שמוינו בסלקציות. עכשיו אנחנו. ברגיעה ויופי של יום קיץ, נורמאלי, כמו פעם, מזמן... אותם שמים, אדמה, נוף. כלום לא זז, לא משתנה, לא מוחא! כוח לא מוסבר מפריד אותנו מהרקע השליו הזה. הוא כבר לא בשבילנו, אפילו לא להמשך העיניים בגיהינום המחנה!

 

תחושה מחרידה של סוף מכבידה כנצח שירד לפתע על הזרועות, על הנשמה. מוות, בטבע כה מלא חיים! אנחנו הולכים כמו לתיול של אחרי הצהריים ישר לתוך ציפורניו, מובלים על ידי בני תמותה בעלי שלטון אכזרי, חסר רחמים. למקלחת?!

 

להתפשט, מהר, מהר! מים פושרים מהטוש, צעקות, קללות ודחיפות, משיכה נמהרת של הסמרטוטים שרצי כנים על הגוף הרטוב, המוכה...

 

אנחנו חוזרים בטור, בחמישיות, באותו ליווי, על הקרשים הערומים בצריפים צפופים. מלווות אותנו שקיעת השמש האדומה, אותה שלווה (בכמה נוחה יותר!), ירק ריחני שמאחורי המחנה, והריח האחר ההוא, הכי מבטא את משמעותו – של גז ושריפה!

 

כן, אבל הפעם זאת הייתה – רק מקלחת!...   

 

 


Halina speaks in Auschwitz to Polish youth March 2013

 

 

Halina Birenbaum

 

fragment z książki „Każdy odzyskany dzień” Wspomnienia , wyd. Znak, Kraków 1998

 

Tylko do łaźni

 

Po miesiącach napięcia w podziemnych kryjówkach getta, po najgorszych oczekiwaniach, mrożących krew w żyłach wyrokach, coraz gorszych wieściach i zdarzeniach, żarliwych modlitwach o ratunek i rozwianych nadziejach – przebudzenie w królestwie śmierci. Tłumy wypędzone z towarowego pociągu po koszmarnrj jeździe z Umschlagplatzu – krewni, znajomi, sąsiedzi, bliscy znikają tu gdzieś, w niewidocznym miejscu, osłoniętym mroczną tajemnicą – i nie wracają.

 

Przerażające szepty, okropne domysły, niepewność każdego kroku, chwili – tchnienia. Jakiś obóz wyłania się z dali. Jak dobrze, że to nie Treblinka! – chwilowe złudzenie i ulga. Znaczy więc, że tutaj nie zabijają, komentuje się gorączkowo... A gdzie znikli ci wszyscy, których od nas oderwali?!

 

Jak czarna, kamienna chmura ciąży nad wszystkim to straszliwe pytanie, na które wolałoby się nie znać odpowiedzi, by trwać w złudzeniu, że oni żyją gdzieś w innym obozie... Jednak ta złowroga odpowiedź wisi w powietrzu, czujemy ją, jak zwierzęta węszące na odległość nadchodzący pożar lasu, śmiertelne niebezpieczeństwo. Pogłoski kładą się na dusze cieniem, utwierdzając, że gdzieś niedaleko poza tymi kolczastymi drutami jest komora gazowa i krematorium. Tutaj chyba również. Nie tylko w Treblince.

 

Dzień po dniu mija w mękach, każdy gorszy od poprzedniego. Strach, głód, brud, zimno lub żar słoneczny i wciąż ta sama nędzna odzież. Choroby, katorżnicza praca, bicie, strach – i nikła nadzieja na przeżycie, mimo wszystko. Apele, bezkresne „stójki” nad ranem i wieczorem po pracy, selekcje, wybiórki, transporty na życie – transporty na śmierć.

 

I nagle, pewnego dnia, rozkaz na apelu: nie rozchodzić się, ustawić się w kolumnę piątkami! Mróz rozsypuje się po kościach. Do kąpieli! – wrzeszczą kapo. Może to rzeczywiście kąpiel? Dadzą się kiedyś umyć może?

 

Pognali. Pod eskortą kapo. W kierunku łaźni podobno. W głowie nie przestaje wiercić, że łaźnia tutaj znaczy po prostu – śmierć.

 

Późne, słoneczne popołudnie. Lato, zieleń, błękit nieba bezkresny, wspaniały, jasność i cisza. Piękny dzień, normalny, ciepły, jak tyle innych latem. Nie słychać strzałów, bomb – wojny. Nieopisane napięcie w nas, w otaczającym nas powietrzu! Oddycham wyłącznym pytaniem: dokąd naprawdę?!

 

Idziemy w tym słońcu zbitą, jednolitą masą w równych, odliczonych szeregach, złączone tym samym, nieuniknionym losem. Maszerujemy w tej uroczej jasności i podniosłej ciszy, która otula naturę wokół nas – ale czujemy wyraźnie, boleśnie że my już nie należymy do tego.

 

Zielona przestrzeń skąpana w słońcu – a dla nas tylko jedyny kierunek, nie ma żadnej innej przestrzeni niż ta, po której kroczymy, starzejąc się o dziesiątki lat przy każdym następnym kroku. Nie można cofnąć się, odejść w bok – tylko naprzód do owego tajemniczego, ostatecznego miejsca!

 

Potęga natury – i ogrom naszej bezsilności, naszej absolutnej bezradności. Jakiś budynek zarysowuje się, jakiś słodkawy zapach. Piekielny szept – to tutaj? Tu przepadli na wieki ci, którzy przybyli z nami i nie dostali się do obozu – ci wszyscy wysortowani w selekcjach. Teraz my. W tym spokoju i pięknie letniego dnia, normalnego, jak dawniej, jak kiedyś...

 

To samo niebo, ziemia, krajobraz. Nic się nie zmienia, nic nie rusza! Niepojęta siła wyodrębnia nas z tego tła. To wszystko już nie dla nas, nawet nie na dalsze męki w piekle obozu! Straszliwe przeświadczenie końca ciąży, jakby wiek legł nagle na barkach, na duszy. Smierć w tak pełnej życia naturze! Idziemy jak na poobiedni spacer prosto w jej szpony, prowadzeni pod nieubłaganą eskortą władczych śmiertelników. Do łaźni?!

 

- Rozbierać się, szybko, szybko! Ciepły natrysk,pośpieszne wciąganie zawszonych szmat na mokre, pobite ciała...

 

Wracamy w kolumnie, piątkami pod tą samą eskortą, na gołe deski zatłoczonych baraków. Odprowadza nas czerwony zachód słońca, ten sam spokój (o ileż łagodniejszy!), pachnąca zieleń za obozem i ten inny, najbardziej wymowny zapach. Gazu, spalenizny!

 

Tak, tym razem to była – tylko kąpiel!...

  

 

Halina Birenbaum

 

20.03.96

Nuer ins Bad...

Translated by Helmut Pientka

 

Erwartungen, Blut in den Adern frieren lassenden Urteilen, immer schlimmer werdenden Neuigkeiten und Ereignissen, inbrünstigen Gebeten um Rettung und verflogenen Hoffnungen – das Aufwachen im Königreich des Todes. Nach der entsetzlichen Fahrt vom Umschlagplatz aus den Güterzügen hinausgejagte Menschenmassen – Verwandte, Bekannte, Nachbarn, Nahestehende verschwinden hier irgendwo am unsichtbaren Ort, ins finstere Geheimnis gehüllt – und kehren nicht zurück. Beunruhigendes Flüstern, schauerliche Vermutungen, die Unsicherheit jedes Schrittes, Moments, Atems. Irgendein Lager taucht in der Weite auf. Wie gut, dass es nicht Treblinka ist! – die augenblickliche Täuschung und Erleichterung.

 

Es bedeutet also, dass man hier nicht tötet, wird fieberhaft kommentiert ... Und wo verschwanden all diejenigen, die man von uns losriss?! Wie eine schwarze, steinerne Wolke lastet über allem die schreckliche Frage, auf die man die Antwort nicht wissen möchte, um die Täuschung gewähren zu lassen, dass sie in irgendeinem anderen Lager leben ... Doch die Böses verheißende Antwort hängt in der Luft, wir fühlen sie wie Tiere auf Entfernung den nahenden Waldbrand, die tödliche Gefahr wittern. Gerüchte legen sich wie Schatten auf die Seele, bestärkend, dass sich irgendwo, unweit, hinter den Stacheldrähten eine Gaskammer und ein Krematorium befinden. Hier wahrscheinlich auch. Nicht nur in Treblinka. Ein Tag nach dem anderen vergeht in Qualen, jeder schlimmer als der vorige. Angst, Hunger, Dreck, Kälte oder Sonnenglut, und stets dieselbe elende Kleidung. Krankheiten, Zwangsarbeit, Schläge, Angst – und eine winzige Hoffnung zu überleben, trotz allem. Zählappelle, grenzenloses, bewegungsloses „Stehen“ morgens und abends nach der Arbeit, Selektionen, Aushebungen, Transporte ins Leben – Transporte in den Tod.

 

Und plötzlich, eines Tages, ein Befehl während des Zählappells: Nicht auseinandergehen, zu fünft in einer Kolonne aufstellen! Frost breitet sich in den Knochen aus. Zum Baden! – schreien die Kapos. Der Frost tritt für eine Weile in den Hintergrund. Vielleicht ist es wirklich ein Bad? Sie erlauben uns vielleicht uns zu waschen? Sie jagen uns. Unter der Eskorte der Kapos. Angeblich in Richtung des Bades. Im Kopf hört es nicht auf zu pochen: Bad bedeutet hier Tod.

 

Ein später, sonniger Nachmittag, Sommer, grün, grenzenlos blauer Himmel, herrlich, Helligkeit und Stille. Ein schöner, normaler, warmer Tag, wie so viele im Sommer. Man hört keine Schüsse, Bomben – keinen Krieg. In uns, in der uns umgebenden Luft, hängt eine unbeschreibliche Spannung! Wir atmen ausschließlich die Frage: Wohin wirklich?! Wir gehen in der Sonne in einer geschlossenen, einheitlichen Masse in geraden, abgezählten Reihen, verbunden mit dem gleichen, unabwendbaren Schicksal.

 

Marschieren in der bezaubernden Helligkeit und erhabenen Stille, die die Natur um uns herum hüllt – doch wir fühlen deutlich, schmerzhaft, dass wir nicht mehr dazu gehören. Das grüne, in der Sonne gebadete Gebiet – und für uns – nur die eine Richtung. Es gibt kein anderes Gebiet als das, auf dem wir schreiten, alternd um Jahrhunderte bei jedem folgenden Schritt. Man kann sich nicht zurückziehen, sich zur Seite hin entfernen – nur vorwärts, vorwärts zu dem geheimnisvollen, endgültigen Ort!

 

Die Macht der Natur – und die Ungeheuerlichkeit unserer Hilflosigkeit, unserer absoluten Ratlosigkeit. Ein Gebäude nimmt schärfere Umrisse an, irgendein süßlicher Geruch. Ein höllisches Flüstern – hier?! Hier gingen für ewig diejenigen verloren, die mit uns ankamen und nicht ins Lager hineinkamen – all die Aussortierten während der Selektionen. Jetzt wir. In dieser Stille und Schönheit des sommerlichen, normalen Tages, wie früher, wie einst ... Derselbe Himmel, dieselbe Erde, Landschaft. Nichts ändert sich, nichts bewegt sich! Eine unbegreifliche Kraft sondert uns aus diesem Hintergrund ab. All das ist nicht mehr für uns, sogar nicht mehr für weitere Qualen in der Hölle des Lagers!

 

Die schreckliche Überzeugung vom Ende lastet, als ob sich ein Jahrhundert auf die Schultern, auf die Seele legte. Tod in solcher Natur voller Leben! Wir gehen, wie beim nachmittäglichen Spaziergang direkt in seine Krallen, geführt unter der erbarmungslosen Eskorte mächtiger Sterblicher. Ins Bad?!

 

Ausziehen, schnell, schnell! Eine warme Brause, eiliges Anziehen der verlausten Lumpen auf die nassen, zerschlagenen Leiber ...

 

Wir kehren in einer Kolonne, zu fünft, unter derselben Eskorte auf die bloßen Bretter der überfüllten Baracken zurück. Es geleitet uns ein roter Sonnenuntergang, dieselbe Stille (um wie viel jetzt sanftere!), das außerhalb des Lagers duftende Grün, und der andere, der meist ausdrucksvolle Geruch. Vom Gas, vom Verbrannten.

 

Ja, dieses Mal war es – nur ein Bad ...

 



Halina with Polish youth, visiting Auschwitz, March 2013

 

Back to Halina Birenbaum Web Page

Last updated May 7th, 2013

Home

My Israel

Father

Album

Gombin

Plock

Trip

SHOAH

Communities

Heritage

Searching

Roots

Forum

Hitachdut

Friends

Kehilot

Verbin

Meirtchak

Treblink

Bialystok

Halina

Chelmno

Mlawa

Testimonies

Pesonal

Links

Guest Book

WE REMEMBER! SHALOM!